tag:blogger.com,1999:blog-27179514297059493612024-03-05T06:28:21.594+01:00Poza planemMiriahttp://www.blogger.com/profile/08963541957390935232noreply@blogger.comBlogger9125tag:blogger.com,1999:blog-2717951429705949361.post-71023152361631959982017-02-20T21:32:00.000+01:002017-02-20T21:32:08.916+01:00Odcinek 8
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.95cm;">
* * *<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
nie potrafił się uspokoić. Jak na człowieka, który wykazywał
stoicką postawę nawet w najbardziej stresujących momentach, był
to stan dość niezwykły. Ale podenerwowanie na skoczni było czymś
innym – czymś dobrze mu znanym i niemal codziennym. Tam był w
stanie kontrolować swoje emocje i wyłączać umysł na wszelkie
bodźce, koncentrując się na celu, polegając na swoich
umiejętnościach. Na skoczni był profesjonalistą, który
przechodził cały rytuał dziesiątki razy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Teraz
jednak znalazł się w sytuacji zupełnie dla siebie nowej i bardzo
nieprzyjemnej. Nie dość, że uświadomił sobie, iż potraktował
Marie w sposób raczej chłodny, na co dziewczyna absolutnie nie
zasługiwała. Nie dość, że zapewne teraz był tematem żartów i
plotek w całej drużynie. Na dokładkę w głowie wciąż dźwięczały
mu słowa Domena.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
„Izolujesz
się od drużyny, nie mówiąc nawet o reszcie ekip. Wszystkim się
wydaje, że zadzierasz nosa...”</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
„Robisz się zgorzkniały jak stara baba...”</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
„Chowasz
się w swoim cholernym pancerzu. To się nasiliło po tej sprawie z
Larą...”</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Wściekły
cisnął zwiniętą bluzą przez cały pokój.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Domen
nie miał prawa tak mówić! Nie miał żadnego pieprzonego prawa! Co
ten szczyl sobie myślał!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
I
nie miał prawa kłamać przed Marie, oszukiwać ją, wplątywać w
jakieś swoje żałosne plany, traktować jak... Boże, jak jakąś
panienkę do towarzystwa, którą dostarcza się do hotelu!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
„Wyjdźcie
gdzieś i zabaw się...”</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
„Nie
mówiłem o tym, o czym ty pomyślałeś...”</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>O
niczym, kurwa, nie pomyślałem, niewyżyty gówniarzu! </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Na
pewno...?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
To
wszystko nie miało sensu. Ona nie powinna tutaj przyjeżdżać.
Powinna siedzieć w Willingen, a potem wrócić do Francji i nigdy
więcej by się nie spotkali, najwyżej od czasu do czasu pisząc
SMS–y albo wiadomości na Facebooku. Tak winno być. Tak sobie to
wyobrażał. Tak... zaplanował. Tymczasem cholerny Domen wszystko
popsuł.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Sam
</i><i>to </i><i>ciągnąłeś</i>, odezwał się inny, wyjątkowo
wredny głosik w jego głowie. <i>Gdybyś chciał przeciąć tę
historię, powinieneś pożegnać się z Marie przed Sporthotel. Ale
nie! Przyjąłeś zaproszenie na kolację, dałeś jej swój numer
telefonu, </i><i>załatwiłeś wejście</i><i> na zawody,
przedstawiłeś drużynie. Sam prosiłeś się o kłopoty, idioto. </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Nie
chciał jej tutaj, taka była prawda. Ani jej, ani jakiejkolwiek
innej. Nie potrzebował w swoim otoczeniu żadnej dziewczyny –
poza Katją, ale relacje z nią pozostawały na gruncie czysto
zawodowym. Kobiety wszystko komplikowały. Uśmiechały się,
szeptały słodkie słówka, udawały niewiniątka, a tak naprawdę
były cwane i wyrachowane. Albo same nie wiedziały, czego chcą od
życia, ale wiecznie były nieszczęśliwe, cokolwiek się im
oferowało.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Nie,
nie myśl o tym! Nie myśl o tym, co było. To przeszłość.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter,
pod warstwą irracjonalnego gniewu, zdawał sobie sprawę, że
przesadza w tym momencie z negatywnymi emocjami w stosunku do Marie.
Wszak ona nie była niczemu winna. Może tylko wykazała się zbytnią
naiwnością, nie wypytując Domena o szczegóły jego idiotycznego
planu, bo wtedy na pewno zorientowałaby się, że to jedna wielka
ściema. Ale może nie chciała wypytywać...? Może naprawdę
ucieszyła się, że przyjedzie tutaj, sprawi jemu, Peterowi, miłą
niespodziankę?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Te
ostatnie myśli sprawiły, że Prevc nieco ochłonął. Tak naprawdę
nie chciał złościć się na Marie. Był wściekły na całą
sytuację, bo sznurki kontroli, które zwykle mocno dzierżył w
dłoni, na chwilę mu się wymknęły. Wiedział, że stanie się
obiektem żartów i komentarzy w słoweńskiej ekipie na najbliższe
dni, o ile nie tygodnie. Tego już nie dało się uniknąć, mleko
się rozlało. Teraz mógł jedynie próbować ograniczyć
spustoszenia. A w tym przypadku wiele zależało od tego, jak się
zachowa. Czy stawi wszystkiemu czoło ze spokojem i humorem, czy też
przez cały weekend będzie odstawiał obrażonego na świat bachora.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Nerwowo
postukał palcami o własne udo.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Bądź
facetem, Prevc! </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Gorący
prysznic. O tak, to było to, czego potrzebowała. Stała pod niemal
parzącym strumieniem, czując, jak wraz z wodą spływa z niej
zmęczenie, napięcie i smutek.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Sama
nie wiedziała, co myśleć o rozmowie z Robertem. Z jednej strony
zapewniał, że Peter nie jest zły z powodu jej niespodziewanego
przyjazdu – byli przyjaciółmi od tylu lat, że chyba znał
zachowania kolegi z drużyny, prawda? – a z drugiej to, co
opowiadał o Peterze wywoływało w Marie specyficzne emocje. Prevc
nie lubił, jak coś pozostawało poza jego kontrolą, nie cierpiał
niespodziewanych zdarzeń, a ona wkroczyła tu jak tornado, stawiając
go na dodatek w głupiej sytuacji wobec kolegów z drużyny. Pewnie
mają teraz niezły ubaw! Z niego, ale przede wszystkim z niej –
głupiej panny, która dała zrobić się w konia i radośnie
przejechała pół kraju, licząc Bóg wie na co.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Okej,
Marie, ogarnij się. To tylko dwa dni. Będą po prostu jak okropna
impreza rodzinna: trzeba je przeżyć. Potem przejdą, miną, a ty
będziesz żyć spokojnie dalej – już bez Petera, Domena i
robienia sobie międzynarodowego obciachu. </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Prysznic
trochę pomógł. Marie opatuliła się puchatym, białym szlafrokiem
i zawiązała z ręcznika turban na głowie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Może i wpadłam w lepką sytuację, ale przynajmniej zewnętrznie
będę czuć się czysto. </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Dobrze
że chociaż sarkazm jej nie opuścił.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Gdy
wyszła z łazienki, zauważyła, że obsługa nadal nie dostarczyła
żelazka i deski do prasowania, o które poprosiła w recepcji – po
kilku godzinach w walizce ubrania zdecydowanie domagały się
wygładzenia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Na
Messengerze czekała na Marie wiadomość od francuskiej
przyjaciółki, Celine.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>'Hej,
co tam? nie odzywasz sie. martwię sie....... umarłas na tej wsi? ;D
Michel o ciebie pytał ostatnio. Nie dałas mu nr, niedobra ty.....
;DD'</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
przewróciła oczami. Ten facet przykleił się do niej jak rzep,
słał lepkie spojrzenia, cedził słodkie słówka – i był w tym
równie przyjemny co uporczywy katar. A Celine z jakiegoś
niewiadomego powodu ubzdurała sobie, że on i Marie będą stanowić
doskonałą parę. Jakby zupełnie nie docierało do niej, że Marie
nie szuka aktualnie kandydata do stworzenia związku, ani nawet do
przeżycia szybkiej, przyjemniej przygody.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>'Cześć,
jestem w Klingenthal, na zadupiu pod czeską granicą. Dałam się
zrobić w bambuko szesnastolatkowi, który chciał wykorzystać mnie
jako super atrakcję na urodziny swojego brata. Aha, wspominałam, że
obaj to słoweńscy skoczkowie narciarscy, narobiłam sobie wiochy na
pół hotelu, a impreza nie istnieje? Pozdrawiam w skocznych
podskokach.' </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Taka
wiadomość zapewne zamknęłaby Celine usta na kilka dobrych minut.
A potem spowodowała ogólnoświatowe przeciążenie Messengera.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
westchnęła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>'Hej:)
U mnie wszystko w porządku. Byłam trochę zajęta, Vitroin przysłał
nowy tekst, nudny jak zawsze. Za parę dni wracam do Tuluzy.'</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
To
powinno wystarczyć i było dość neutralne w wymowie. Ani słowa o
Michelu. Konsekwentne unikanie tematu tego paskudnego typa było
chyba najlepszą strategią. I naturalnie ani słowa o Peterze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Puk,
puk, puk,</i> rozległo się do drzwi. Nareszcie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dziękuję, proszę posta... Och! – Ręka Marie bezwiednie
powędrowała do szlafroka i mocniej zaciągnęła jego poły pod
szyją. – Peter...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Uhm, chyba przychodzę nie w porę...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie, nie, po prostu myślałam, że to obsługa. Prosiłam o żelazko
i deskę. Proszę, wejdź. – Przepuściła go w drzwiach, a Prevc
ze sporym wahaniem wkroczył do pokoju. – Przepraszam za mój
wygląd, brałam prysznic. Ehm..., rozgość się, a ja się ubiorę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Złapała
pierwsze lepsze ubrania z walizki i zniknęła za drzwiami łazienki.
No świetnie! Czy ten dzień mógłby wreszcie łaskawie dobiec
końca? Pobijał wszelkie dopuszczalne rekordy niezręczności.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Jednego
Marie była pewna: cokolwiek się wydarzy, gdy wyjdzie z tej
łazienki, ani słowem nie piśnie o rozmowie z Robertem. Czuła, że
z jakiegoś powodu powinna zatrzymać tę konwersację dla siebie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Pozostawiony
w pokoju Peter wziął głęboki, uspokajający oddech.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Boże,
przecież to nic takiego! Po prostu z nią pogadasz, Prevc. Zapomnisz
o swoim niemiłym zachowaniu, gdy zobaczyłeś ją przy recepcji,
zapomnisz o głupich motywacjach Domena... I zapomnisz, że przed
chwilą widziałeś ją ubraną jedynie w szlafrok. Prawda...? </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
By
zająć czymś myśli, rozejrzał się po pokoju.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
nawet nie rozpakowała do końca walizki. Na łóżku leżał tylko
laptop i telefon, a na wieszaku, zaczepionym o wierzch szafy, wisiała
czarna, krótka sukienka. Pewnie planowany strój na nieistniejącą
imprezę urodzinową. Po raz kolejny tego dnia miał ochotę zabić
Domena.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Nie,
wcale nie dlatego, że nie będzie miał okazji zobaczyć Marie w tej
kiecce!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Cholera,
Prevc, uspokój się!</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Obsługa
hotelowa dostarczyła zamówione przez Marie sprzęty, a chwilę po
tym, jak za pokojówką zamknęły się drzwi, Francuzka wyszła z
łazienki. Wciąż wilgotne włosy związała na czubku głowy w
węzeł, z którego co jakiś czas na bluzkę kapały krople wody.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ehm... sorry za najście. – Peter z zakłopotaniem potarł kark. –
Poprosiłem w recepcji o twój numer pokoju. Pewnie nie powinni
mówić, ale..</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Spoko, nie gniewam się. – Marie uśmiechnęła się lekko. –
Skoro już tu zostałam, nie będziemy przecież unikać się przez
cały weekend.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
przymknął na sekundę oczy, jakby szykował się do skoku na
głęboką wodę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Słuchaj... Chciałem cię przeprosić. Wtedy, przy wejściu
zachowałem się strasznie chamsko i...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Chamsko?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak. Jakbym był zły, że tu przyjechałaś. Zły na ciebie. Ale to
wcale nie tak. Po prostu... Po prostu byłem zaskoczony, nic z tego
nie rozumiałem, a na dodatek oni wszyscy się gapili...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Nie
chciał wyznawać, jakie myśli towarzyszyły mu, gdy znalazł się
sam w swoim pokoju po kłótni z Domenem. Wtedy naprawdę czuł
irracjonalną złość na Marie. Ale to była chwila, emocje, które
szybko wyparowały. Wróciło opanowanie, logiczne myślenie i przede
wszystkim chęć, by całą tę okropną sytuację choć trochę
wyprostować.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie jestem na ciebie zła, Peter. Mogę mieć pretensje do Domena i
samej siebie, ale na pewno nie do ciebie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Do samej siebie?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak. Że byłam taka głupia. Że dałam się wrobić. Wiele
elementów w tej intrydze Domena mi nie pasowało, ale przymknęłam
na to oko, nie myślałam na tym za dużo, sama nie wiem, czemu...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Tak,
teraz, gdy analizowała wszystko na chłodno, nie potrafiła pojąć,
dlaczego nie drążyła tematu, nie ciągnęła młodszego Prevca za
język. Zadała kilka pytań o szczegóły tej nieszczęsnej imprezy,
ale bez nadmiernego roztrząsania sprawy. Boże, po prostu spakowała
walizkę, wsiadła w samochód i przejechała prawie pięćset
kilometrów, by sprawić niespodziankę... no właśnie, komu?
Jakiemuś słoweńskiemu skoczkowi narciarskiemu, który pomógł jej
dopchnąć samochód na stację benzynową! Chryste, jakby coś
zaćmiło jej mózg!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dobra, dajmy sobie spokój z tematem – westchnęła. – Tak chyba
będzie najlepiej. Co się stało, to się nie odstanie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
zmarszczył brwi, chyba nie do końca rozumiejąc, co dziewczyna ma
na myśli.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Po prostu przejdźmy nad sytuacją do porządku dziennego –
wyjaśniła. – Nie przepraszajmy się nawzajem, nie kajajmy i dość
tej niezręczności. Bo tylko pogarszamy sprawę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Na
twarz Petera wreszcie pojawił się szczery, choć trochę nieśmiały
uśmiech. Jakby ktoś zdjął mu z piersi wielki ciężar. Nie, nie
ktoś. Marie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Boże,
poszło dużo łatwiej niż myślał. Jakie szczęście, że ona była
taka bezproblemowa. Inna dziewczyna pewnie robiłaby wyrzuty, miała
pretensje, strzelała fochy, a Marie po prostu machnęła ręką. „Co
się stało, to się nie odstanie.” Chyba niepotrzebnie się tak
denerwował i jeszcze w swoim pokoju układał w głowie różne
warianty tej rozmowy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Masz rację. Koniec tematu. Jak ci minęła droga?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Męcząco, ale bez problemów. Na szczęście auto nie stanęło na
środku autostrady, bo nie miałam cię pod ręką.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zaśmiał
się lekko.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Zawsze do usług. O, i póki pamiętam, mam coś dla ciebie. –
Wyciągnął z kieszeni dresowych spodni znajomą już Marie kolorową
plakietkę na smyczy. – Wejściówka na skocznię, na jutrzejsze
zawody. Katja załatwiła. Oczywiście jeśli masz ochotę...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
W
jego oczach pojawił się błysk niepewności, ale uśmiech Marie
szybko go rozwiał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Bardzo chętnie przyjdę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Super! O czternastej są kwalifikacje, o piętnastej trzydzieści
zaczyna się konkurs. Możesz iść z Katją, jeśli chcesz, ona jest
bardzo miła i dobrze mówi po angielsku, a nie będziesz się nudzić
sama.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Zgadamy się. I Peter...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Cóż, jak już jesteśmy przy tym temacie... ja także mam coś dla
ciebie. – Marie, trochę zakłopotana, podeszła do swojej walizki
i wyciągnęła z niej granatowe pudełeczko przewiązane czerwoną
wstążką. – To miał być twój prezent urodzinowy, ale skoro...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Marie, naprawdę, to...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Cicho bądź. Przecież masz urodziny, co z tego, że za kilka
tygodni, a nie dni. Potraktuj to zatem jako prezent przed urodzinowy.
– <i>Urodzinowego na pewno nie będę miała okazji ci wręczyć.</i>
– Wszystkiego najlepszego, Peter. Niech wiatr zawsze ci sprzyja.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Przytuliła
go lekko, jej wilgotne włosy musnęły jego policzek.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ehm... dziękuję.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Odsunęła
się, uśmiechając nieco niepewnie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Mam nadzieję, że ci się spodoba. Nie wiem, czy lubisz, ale
uznałam... no cóż, po prostu otwórz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Nie
chciała mu mówić, że gdy już zdecydowała się na podróż do
Klingenthal, wybrała się najpierw do położonego w pobliżu
Willingen miasteczka Korbach, w intensywnych poszukiwaniach prezentu
urodzinowego. Nie miała zielonego pojęcia, co Peter lubi. Jego
facebookowy profil był bardzo enigmatyczny. Krążyła więc przez
kilka godzin po sklepach, aż wreszcie uznała, że coś z muzyki
będzie najbardziej neutralnym prezentem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Łał, Pink Floyd! Jakie ładne wydanie!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Kolekcjonerskie. – Marie w duchu odetchnęła z ulgą, że
podarunek spotkał się z aprobatą. Chociaż na tyle zdążyła już
poznać Petera, że przypuszczała, iż nawet gdyby zestaw albumów
Pink Floyd okazała się pomyłką, on nie okazałby tego wprost. –
Lubisz ich muzykę?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Czasem słucham. A to wydanie jest piękne samo w sobie. Dziękuję,
to cudowny prezent.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Uff,
chyba mówił szczerze. Marie cieszyła się, że wielogodzinna
wędrówka po sklepach okazała się owocna. A Peter poczuł okropne
wyrzuty sumienia na wspomnienie swoich gniewnych myśli na temat
dziewczyny. Chyba powinien jej to wynagrodzić. Poza tym, nie
przejechała tylu kilometrów, by przez dwa dni siedzieć sama w
hotelu, z przerwą na zawody sportowe, które chyba i tak nie były
jej pasją.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Słuchaj, Marie, tak sobie pomyślałem... Dzisiaj nie bardzo mam
czas, bo muszę jeszcze iść na wieczory trening, lecz jutro po
konkursie... ehm, impreza urodzinowa nie istnieje, ale co byś
powiedziała na przykład na... spacer?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Chichot
Domena niemal rozsadzał mu w tym momencie czaszkę. <i>Zamknij się,
mały piździelcu! </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
wyglądała na nieco zaskoczoną, ale ukontentowaną.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Powiedziałabym, że bardzo chętnie dam się zaprosić.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Super!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
naprawdę wolał spędzić sobotni wieczór z Marie, chodząc po
ulicach i parkach sennego Klingenthal, niż być wyciąganym przez
kolegów z ekipy na kolejną zakrapianą bibę, organizowaną w
hotelowym klubie przez Norwegów lub nieśmiertelny duet Hayb<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ö</span>ck
– Kraft. A Marie nie zabrałby tam za żadne skarby, bo nie dano by
spokoju ani jemu, ani przede wszystkim jej.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Uff,
problem rozwiązany.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
nie mógł zostać długo – Goran Janus nie tolerował spóźnień
ani pokrętnych tłumaczeń. Mimo wszystko opuszczał pokój
dziewczyny w dużo lepszym nastroju niż do niego przyszedł.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Marie? – Odwrócił się jeszcze przy drzwiach.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Cieszę się, że tutaj jesteś.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Uwielbiał
jej uśmiech. Choć wolał nie przyznawać się do tego nawet sam
przed sobą. </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
_______________________</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Dobry
wieczór po długiej przerwie! Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tutaj
zajrzy, bo w przeciwnym wypadku totalnie stracę wiarę, wenę i
motywację. Brakowało mi ich przez ostatnie miesiące, nie będę
ukrywać. Chyba jakieś zmęczenie materiału. Oby teraz szło do
przodu, choćby powoli, ale bez takich przerw.
</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Powyższy
odcinek nie jest najwyższych – ach! - lotów ;) To raczej taka
mała skocznia, nie Planica. Dajcie mi się rozkręcić.
</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Chciałam
ten odcinek zrobić dłuższy, mam napisane kolejne sceny, ale
uznałam, że takie zakończenie pasuje. Zwłaszcza, że w kolejnych
fragmentach następuje lekka zmiana klimatu na bardziej
humorystyczny, więc by się gryzło. Może wrzucę to, co mam
napisane, jako kolejny osobny odcinek (krótki), albo dopiszę
jeszcze dwie sceny i zamknę motyw Klingenthal. Zobaczymy.
</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Okej,
nie truję dłużej. Paaaa! :*</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Aha, gdyby ktoś miał pytania: www.ask.fm/Miria1984 </span></div>
Miriahttp://www.blogger.com/profile/08963541957390935232noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2717951429705949361.post-26100384534186093462016-05-26T13:55:00.001+02:002016-05-26T13:55:13.720+02:00Odcinek 7
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-align: center; text-indent: 1.01cm;">
* * * </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Słońce przeszło już wyraźnie na zachodnią część nieba.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Marie, odkąd tylko znalazła się w swoim pokoju hotelowym – to
znaczy od ponad godziny – nie zrobiła nic poza umyciem twarzy i
rąk oraz przebraniem się. Czuła się koszmarnie. Wyszła na
totalną idiotkę, która jechała przez pół Niemiec po to, by
wziąć udział w imprezie urodzinowej swojego... no właśnie, kogo?
Kolegi? Znajomego? Przecież nie przyjaciela. Na dodatek imprezie,
która nie istniała, bo delikwent obchodził urodziny dopiero za
półtora miesiąca. Jak mogła być tak głupia! Jakim cudem nie
sprawdziła w Internecie, kiedy ma urodziny? Jak to się stało, że
tego nie widziała? Przecież przeczytała o nim kilka artykułów,
parę wywiadów, jakieś relacje z zawodów. Czy tam naprawdę
nigdzie nie było informacji, w jakim dniu się urodził? A może
była, tylko ona nie zwróciła na to uwagi? Boże, jaka masakra!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Na Domena i jego głupkowaty pomysł nie była nawet w połowie tak
zła, jak na siebie. Zrobiła z siebie kompletną kretynkę.
Najchętniej zabrałaby teraz nie rozpakowaną nawet walizkę,
wsiadła do samochodu i wróciła do Willingen, przenocowawszy po
drodze w pierwszym lepszym motelu. Byle nie stawać twarzą w twarz z
Peterem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Przecież on nawet nie chce jej tu widzieć! Niby powiedział, że
się cieszy z jej przyjazdu, ale zrobił to tylko z grzeczności. Bo
co miał powiedzieć? „Idź sobie, nie zapraszałem cię tutaj”?
Jest na to stanowczo zbyt dobrze wychowany.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
A z Domenem jeszcze sobie porozmawia nim ten upokarzający weekend
dobiegnie końca i stanowczo poprosi o wyjaśnienia, co też chłopak
miał na celu, okłamując ją. Nie wierzyła, że zrobił to jedynie
dla czystego wygłupu, albo żeby ją upokorzyć w oczach starszego
brata. Jaki to miałoby sens? Przecież nie była dla Petera nikim
ważnym, ledwo się znali. Nie wtrącała się w jego życie, nie
narzucała mu. Po co Domen miałby ośmieszać ją przed swoim
bratem?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Była głodna. Ostatni posiłek jadła około czternastej, na stacji
benzynowej. Będzie chyba musiała zadzwonić do recepcji i zapytać,
czy mają tutaj room service. Bo do restauracji nie zejdzie za żadne
skarby świata! Na pewno nie teraz!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Napisała SMS–a do ciotki Grety, że dotarła spokojnie i wszystko
jest okej. Nie chciała dzwonić, bo wiedziała, że ciotka od razu
wyczułaby w jej głosie fałsz. A na razie musiała sama przełknąć
swoją głupotę i zastanowić się, jak z tego wybrnąć.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Głód dawał się coraz bardzie we znaki i Marie w końcu
skapitulowała. Po tym, jak okazało się, iż obsługa hotelowa nie
nosi posiłków do pokoi (czego od razu się domyślała, bo hotelowi
daleko było do Hiltona), wymknęła się na korytarz, bacząc, czy
gdzieś nie przewija się Peter albo Domen. Wiedziała, że zachowuje
się idiotycznie, ale nie czuła się jeszcze gotowa na konfrontację
z którymkolwiek z nich. Na szczęście nie zauważyła nigdzie
słoweńskich skoczków.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
W restauracji Marie zajęła dwuosobowy stolik pod ścianą, by jak
najmniej rzucać się w oczy i zaczęła przeglądać kartę dań. Po
pomieszczeniu kręciło się kilka osób z różnych drużyn, o czym
świadczyły napisy na ich koszulkach i bluzach. Było nawet dwóch
panów w średnim wieku, ewidentnie należących do ekipy
słoweńskiej, ale ci dyskutowali o czymś po cichu, pochyleni nad
rozłożonymi na stoliku kartkami. Prevców nie dostrzegła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Mogę się przysiąść?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Zajęta przerzucaniem stron hotelowego menu, nie zauważyła, kiedy
stanął obok niej wysoki, szczupły mężczyzna. Gwałtownie
podniosła głowę. Nie był to jednak Peter. Znała skądś tę
twarz, ale nie umiała skojarzyć, skąd. Jedno było pewne: należał
do drużyny słoweńskiej, świadczyła o tym ewidentnie jego
koszulka z napisem „Slovenija” i logami sponsorów.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Och... Tak, proszę. – Wolałaby zjeść posiłek w samotności,
ale nie chciała być niemiła. Tym bardziej, że mężczyzna
wyglądał na starszego od niej i nie na podrywacza.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Przepraszam, jeśli cię z kimś mylę – zajął miejsce
naprzeciwko dziewczyny – ale chyba jesteś Marie, prawda? Znajoma
Petera?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Tak, ale... Może pytam głupio, ale mam wrażenie, że skądś
się znamy, tylko nie umiem skojarzyć, skąd.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Robert Kranjec – uśmiechnął się. – Poznaliśmy się w
Willingen. Peter przyprowadził cię na chwilę do boksu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Och, faktycznie. – Poczuła ulgę. – Przepraszam, że cię
nie poznałam, nie mam pamięci do twarzy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Nie szkodzi. Też przez dłuższą chwilę zastanawiałem się,
czy to na pewno ty. Ale takie włosy są charakterystyczne.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Mówił to z uśmiechem, ale Marie nie wyczuła w jego głosie
żadnych flirciarskich nut. Była na to wyczulona, bo często się
zdarzało, że jeśli jakiś facet chciał ją poderwać, zaczynał
od komplementowania jej włosów. Taka burza loków nie była często
spotykaną fryzurą, zwłaszcza jeśli pochodziła z natury, a nie
salonu fryzjerskiego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Pewnie wszyscy już wiecie, że tu jestem – skrzywiła się. –
Oczywiście musiałam natknąć się w tym diabelnym hallu na całą
drużynę. A minę Petera pod tytułem „Co ty tu, u licha, robisz?”
będę pamiętać chyba do końca życia.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Nim Robert zdążył odpowiedzieć, podszedł kelner, pytając, czy
może przyjąć zamówienie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
<i>Z pokoju nie chciałeś przyjąć, wredny gadzie.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Marie poprosiła o tosty z mozzarellą, sałatkę grecką i zieloną
herbatę. Jej skurczony z głodu i nerwów żołądek raczej nie
przyjąłby bardziej obfitego posiłku. Robert ograniczył się do
soku grejpfrutowego.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Nie patrz tak na mnie, my naprawdę jemy – zażartował. – Po
prostu jestem już po kolacji.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Okej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Zastanawiała się, dlaczego słoweński skoczek przysiadł się do
niej i o czym zamierzał rozmawiać, ale nie chciała pytać prostu z
mostu. Skoro on przyszedł, niech sam zacznie temat.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Peter nie jest na ciebie zły, nie obawiaj się. – Robert nie
dał jej długo czekać. – Po prostu był zaskoczony. Za to Domena
opieprzył tak, że pół piętra słyszało.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Super. Brakuje mi jeszcze tego, by być powodem awantury
rodzinnej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Po etapie wściekłości na samą siebie nadeszła faza sarkazmu. Im
Marie poznawała więcej szczegółów tej afery, w środku której
się znalazła, tym większą ochotę miała strzelić sobie w łeb.
A w łagodniejszym i bardziej racjonalnym wydaniu: uciec stąd, gdzie
pieprz rośnie i nigdy więcej nie pokazywać się braciom Prevc na
oczy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Chłopak odwalił głupotę i tyle – kontynuował Robert. –
Sam nie wiem, co mu do łba strzeliło. Młody jest i narwany. Ale
jestem pewien, że chciał dobrze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Tak? A to ciekawe. Bo zachodzę w głowę, co też nim kierowało.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Hmm, no cóż... – Robert wyglądał, jakby zastanawiał się,
czy brnąć dalej w ten temat, czy też odpuścić. Ale skoro
powiedział A, należało powiedzieć też B. – Mogę się mylić,
ale sądzę, że chciał po prostu, by Peter trochę wyluzował.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Myśli Marie stały się czarne jak koszulka, którą akurat miała
na sobie. Wyluzował? A co to, do diabła, za fraza?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Przepraszam, ale co masz na myśli?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Nic złego, spokojnie – uśmiechnął się Robert. – Po
prostu... Domen chyba trochę martwi się o Petera.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– W jakim sensie? – Zmarszczyła brwi. – Nie zauważyłam, żeby
z Peterem było coś nie w porządku.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Robert zrobił zakłopotaną minę. Może głupio postąpił
przysiadając się do Marie i rozpoczynając te rozmowę? Ale z
drugiej strony chyba lepiej, jak dziewczyna otrzyma trochę
informacji przekazanych w dobrej wierze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Peter jest ambitny – zaczął ostrożnie. – <i>Bardzo.</i>
Nie mówię, że to coś złego, wszak pracowitość i ambicja
zaprowadziły go na szczyt, ale czasem odnoszę wrażenie, że
jedyne, co on ma, to skoki. Podporządkował temu swoje życie. Na
skoczni żyje, a poza nią wydaje się cholernie zagubiony i samotny,
chociaż za nic się do tego nie przyzna. Wiesz, jestem stary i...
nie, nie zaprzeczaj, jak na skoczka jestem... i dużo widziałem.
Pamiętam, jak Peter dołączył do drużyny. Od razu widać było,
że ma talent, chociaż nie wystrzelił momentalnie na szczyt, jak na
przykład Schlierenzauer.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– To chyba okej, nie? – wtrąciła trochę niepewnie Marie. –
Nie odwaliła mu sodówka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Tak, to prawda. Peter zawsze miał poukładane w głowie. Do
wszystkiego podchodził cholernie metodycznie, krok za krokiem,
ćwiczył każdy element do upadłego. Dla niego skoki to praca, w
której chce być doskonały. Nie ma w sobie dzikiej fantazji, którą
odznacza się chociażby Domen.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Ehm, to dobrze czy źle?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Marie nie bardzo rozumiała, do czego Robert zmierza. Jak na razie
to, co mówił, stawiało starszego Prevca raczej w pozytywnym
świetle. Jawił się jako człowiek utalentowany, pracowity,
konsekwentny w dążeniu do celu... Nawet jeśli był trochę
nadambitny, to czy to coś złego? Lenie w sporcie nie dochodziły do
niczego. A brak „dzikiej fantazji” na skoczni też raczej
stanowił pozytywną cechę, nieprawdaż? Marie nie była wielką
znawczynią tej dyscypliny, ale pamiętała swoje spostrzeżenia z
zawodów w Willingen: agresywny, dynamiczny lot Domena, który
wywoływał w niej lęk o bezpieczeństwo nastolatka i spokojny,
pewny, wyćwiczony skok Petera. U tego drugiego nie było nic
przypadkowego. Czuła, że nawet gdyby zdarzyło się coś
niespodziewanego, na przykład mocniejszy podmuch wiatru, Peter sobie
poradzi.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Ale może się myliła?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Niby dobrze, ale... Kurczę, nie umiem ci tego do końca
wytłumaczyć... Widzisz, Peter to dość specyficzny człowiek.
Wydaje się bardzo pewny siebie, niektórzy nawet twierdzą, że jest
zarozumiały, ale to tyczy się tylko skoków. Poza skocznią ma w
sobie masę niepewności. Przez całe lata kibice i media zajmujące
się naszą dyscypliną miały go za ponuraka i mruka. Nie uśmiechał
się, nie robił zabawnych min do kamery, nie machał publiczności,
chodził ze spuszczoną głową... Miał gigantyczne kompleksy,
które, podejrzewam, nadal gdzieś w nim siedzą.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Marie zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie wie o Peterze
Prevcu. Mogła wiedzieć, że ma urodziny dwudziestego września (tę
datę zapamięta do końca życia!), pochodzi z małej wioski Dolenja
Vas, ma czwórkę rodzeństwa, zdobył mistrzostwo tego czy medal
tamtego, ale była kompletną ignorantką jeśli chodziło o jego
myśli, uczucia, poglądy, a nawet przeszłość. Fakty, które
znała, równie dobrze mogła wyczytać z Wikipedii. Natomiast to, co
mówił w tym momencie Robert, otwierało przed nią zupełnie nowy
obraz słoweńskiego mistrza.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Kelner przyniósł zamówione przez nią jedzenie, ale ledwo zwróciła
na ten fakt uwagę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Kompleksy na punkcie czego? – zapytała cicho.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Przypuszczam, że wyglądu. Ale nie będę ci zdradzał
szczegółów. Jeśli on kiedyś zechce, sam ci wszystko opowie. Nie
jestem psychologiem, Marie, ale sądzę, że właśnie dlatego tak
mocno skupił się na doskonaleniu w skokach. Chciał w czymś
osiągnąć mistrzostwo. Żeby inne cechy, na które zwracają uwagę
ludzie, zeszły na dalszy plan.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Marie nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. W głowie miała istną
plątaniną myśli. Zauważyła, że Peter jest dość nieśmiałym
człowiekiem – czemu teoretycznie powinna przeczyć dyscyplina
sportu, która uprawiał – ale żeby jego życie niszczyły
kompleksy? Nie, tego zdecydowanie by o nim nie powiedziała. Przecież
uśmiechał się, żartował i wydawało się to szczere. Nie było w
jej mniemaniu maską, mającą ukryć nieszczęśliwe wnętrze.
Umiała coś takiego rozpoznawać: często ludzie, którzy czuli się
niepewnie, ukrywali swoje prawdziwe uczucia za fasadą głośnego
śmiechu, wygłupów, prób zwrócenia na siebie uwagi za wszelką
cenę. Ale Petera to nie dotyczyło.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Widzę, że się przejęłaś tym, co mówię – zauważył
Robert. – Nie martw się, to było dawno. Potem Peter zaczął
odnosić sukcesy, przeszedł operację, spotkał dziewczynę, w
której się zakochał...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Marie chyba wreszcie pojęła sens tej rozmowy i ta świadomość
uderzyła ją z całą mocą.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Jeśli wszystko, co opowiadasz, ma na celu uświadomienie mi, że
Peter ma dziewczynę i żebym się odwaliła, to mogę cię zapewnić,
że ja i on...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Hej, hej, hej, spokojnie – wpadł jej w słowo Robert, który
ledwo rozumiał, gdy tak szybko mówiła. – Nie to miałem na
myśli. Poza tym Peter nie ma dziewczyny.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Przecież sam przed chwilą powiedziałeś...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– To nieaktualne. Rozstali się. Nie mówił ci?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
<i>A niby dlaczego miał mi mówić? </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Marie przypomniała sobie fragmenty rozmowy podczas kolacji w
Willingen. To, jak Peter żartobliwie mówił o ograniczeniach
długości skoku i jego „Ja skaczę najdalej” jako odpowiedź na
podchwytliwe pytanie ciotki Grety. Nie zwróciła wówczas na te
słowa uwagi, bo nie miało dla niej żadnego znaczenia, czy jest
sam, czy też spotyka się z jakąś dziewczyną. A teraz miało...?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Nie. – Marie wreszcie zabrała się za swoje stygnące już
powoli tosty. – Nie zwierzamy się sobie z przeszłości, zwłaszcza
nieprzyjemnej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Zerwali ze sobą w tym roku, chyba w lutym czy marcu – mówił
dalej Robert, choć wcale nie zapytała o detale. – Nie wiem, co
było powodem, ale Peter mocno to przeżył. Chyba wiązał z nią
poważniejsze plany. W każdym razie wszystko się rozsypało, a
problemy osobiste odbiły się na jego skokach. Sezon skończył
oczywiście na pierwszym miejscu, bo wcześniej wypracował taką
przewagę, że mógłby wyjechać na Karaiby i leżeć pod palmą, a
i tak by dostał tę Kulę, ale pod koniec nie skakał już tak
genialnie, jak w grudniu czy styczniu. Myślałem, że wiesz...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Nie wiedziała. I teraz czuła się bardzo dziwnie, rozmawiając o
życiu osobistym Petera z jego kolegą z kadry.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Marie nie była osobą wścibską, nie wciskała nosa w cudze sprawy
i nie pasjonowała się tanimi sensacjami. Może dlatego też nie
szukała w internecie dokładniejszych informacji o Peterze Prevcu,
po tym, jak poznali się dwa tygodnie temu. Nie wpisywała
maniakalnie w Google haseł z nim związanych, nie grzebała po
portalach plotkarskich. Przeczytała tylko kilka artykułów, ale
dotyczyły głównie osiągnięć sportowych słoweńskiego skoczka,
a jego profil na Facebooku był dość „neutralny” – żadnych
nadmiernie osobistych informacji, wynurzeń czy zdjęć. Dodatkiem
było to, co sam jej powiedział. Z tej układanki wyłaniał się
obraz Petera jako zdolnego zawodnika, lubianego w drużynie kolegi,
człowieka silnie związanego z rodziną, kochającego sport i
przyrodę. Tymczasem za sprawą Roberta Kranjca obraz ten został
uzupełniony o zupełnie nowe barwy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– A uważasz, że ta wiedza jest mi do czegoś potrzebna? –
odezwała się po dłuższej chwili zamyślenia, połączonego z
bezwiednym grzebaniem widelcem w sałatce.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Zależy, co zamierzasz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Nic nie zamierzam. – Marie gwałtownie podniosła głowę. –
Dlaczego uważasz, że mam jakieś plany? Wiem, że mój przyjazd
tutaj wygląda dziwnie, ale naprawdę nie jestem jakąś zwariowaną
stalkerką, ani wyrachowaną babą, która zasadziła się na
młodego, znanego sportowca. Okej, przyznaję, mój błąd, że nie
sprawdziłam dokładnie, kiedy Peter ma urodziny, ale cały ten durny
pomysł zrodził się w głowie Domena. Więc bardzo proszę,
przestańcie mnie podejrzewać Bóg wie o co.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Nikt cię o nic nie podejrzewa. – Robert uśmiechnął się
przyjaźnie i mina ta wydawała się szczera. – Wręcz przeciwnie:
uważam, że jesteś właśnie taką osobą, jaka powinna znajdować
się przy Peterze. I mniejsza, czy jako jego koleżanka,
przyjaciółka, dziewczyna...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Marie totalnie zaskoczyły jego słowa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– To znaczy, jaką?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Dorosłą, poukładaną życiowo, mającą swoje zdanie. A
jednocześnie nie nudną. Taką, która by wyciągnęła tego matołka
z jego zamkniętych ram, a przy tym nie rozwalała całego jego
świata.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Skąd możesz wiedzieć, jaka jestem? – parsknęła. – Ledwo
się znamy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Robert wzruszył ramionami i zrobił minę w stylu „Swoje się w
życiu wie”.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Tak mi się wydaje – rzekł dyplomatycznie. – Poza tym Peter
trochę mówił. Sam z siebie niewiele, trzeba było z niego wyciągać
informacje podstępem, ale co nieco wyśpiewał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– A po co wam ta wiedza, hm? Wy zawsze tacy ciekawscy?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Cóż, jesteśmy wszyscy jak jedna rodzina. Czasem co prawda
patologiczna, ale zawsze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
Marie prychnęła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Wywierasz na mnie presję, wiesz? – Ugryzła kawałek tosta i
przeżuła szybko. – W kwestii tego, że powinnam być przy
Peterze. A może ja zaraz po kolacji stąd wyjadę? Albo ewentualnie
przesiedzę tu weekend, a potem wrócę do Francji i nigdy więcej
nie skontaktuję się z Peterem? Albo on się do mnie już nie
odezwie? Może to zwykła przelotna znajomość, hę?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Może. Ale nie wydaje mi się. Myślę, że Peter polubił cię
na swój sposób, tylko ma problem z okazaniem tego. Bo on nie ufa
kobietom i trzyma je na dystans.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Z powodu swojej byłej? – zmarszczyła brwi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Też. I ogólnie z powodu tego, jak postrzega siebie. I z powodu
fanek, które nagle się nim zainteresowały, gdy zaczął odnosić
sukcesy. Ale... chyba już wystarczająco go obgadaliśmy. Ja
uciekam, trochę jeszcze pobiegać przed snem. A tobie życzę
smacznego. I miłego pobytu w Klingenthal. – Wstał od stolika. –
Aha, i jeszcze w kwestii Petera...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Tak?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
– Nie zrań go, Marie, obojętnie, jak poukłada się wasza
znajomość.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
I odszedł, zostawiając dziewczynę z głową pełną sprzecznych
myśli. </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
______________________</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="font-size: x-small;">Więcej nie wymyślę ;) Odcinek był napisany już jakiś czas temu,
wprowadziłam tylko niewielkie poprawki. Myślę, że wszystko co
najważniejsze zostało już w nim zawarte i nie ma co rozwlekać na
siłę. Dla mnie osobiście to jeden z ważniejszych fragmentów, bo
niby nic się w nim nie dzieje, ale rzuca sporo światła na osobę
Petera. Mam nadzieję, że rysuję go w miarę prawdopodobnie.
</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="font-size: x-small;">
Co do kolejnej części, to z bólem przyznam, że nie napisałam
jeszcze ani jednego zdania :P To chyba pierwsza taka sytuacja. Wiem,
co ma się tam znaleźć, ale muszę te wizje przekuć w formę
widzialną. Nie wiem, kiedy opublikuję nową część, bo mam
ostatnio trochę różnych rzeczy do ogarnięcia i pewnie czekają
mnie jakieś wyjazdy. Takie jakby pokłosie powiedzenia „Stara
miłość nie rdzewieje”? :P Ale postaram się nie zaniedbać
Petera ;)
</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 1.01cm;">
<span style="font-size: x-small;">
Pozdrawiam wszystkich :*
</span></div>
Miriahttp://www.blogger.com/profile/08963541957390935232noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-2717951429705949361.post-50122223703802781812016-05-04T18:24:00.000+02:002016-05-04T18:25:21.492+02:00Odcinek 6<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<i> * * *</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<i>Ohh,
from the minute you walked in my life</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<i>I've
never felt so alive, cause everything I did was wrong,</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<i>Now
everything I do feels right...*</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<i>Uhm,
to, co właśnie odwalam, </i>feels right <i>jak jasna cholera,</i>
pomyślała Marie sarkastycznie, zmieniając stację radiową.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Niemiecka
autostrada numer 4 zdawała się nie mieć końca, a z tablic
informacyjnych wynikało, że Marie znajdowała się dopiero na
wysokości zjazdu na Jenę. Od finiszu podróży, czyli Klingenthal,
dzieliło ją jeszcze grubo ponad sto kilometrów.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Ja
postradałam rozum – powiedziała do siebie chyba po raz tysięczny
od wtorku, czyli dnia, w którym odebrała telefon od Domena Prevca.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Propozycja,
jaką Domen miał dla Marie Asther, była generalnie prosta: chłopak
organizował dla swojego starszego brata małą imprezę z okazji
zbliżających się urodzin. Imprezę – niespodziankę. Chciał
sprosić kolegów z ekipy i kilku znajomych Petera, a pomysł
zaproszenia Marie zrodził się w jego głowie pod wpływem
superlatywów, w jakich Peter wyrażał się o swojej nowej znajomej.
Tak przynajmniej sprawę przedstawił – swoim nieco kulawym
angielskim – Domen. Marie była zdziwiona, wszak Peter ani w
Willingen, ani podczas krótkich rozmów na Facebooku nie wydawał
się być szczególnie zafascynowany jej osobą – w jakikolwiek
sposób. Owszem, złapali ze sobą dobry kontakt, miło się im
rozmawiało, ale to tyle. Żadnych wielkich emocji. Tymczasem z
relacji Domena wynikało coś zgoła innego. Choć w zasadzie...
Peter Prevc był osobą bardzo skrytą, raczej nie ujawniającą
emocji i może tylko przy bracie pozwalał sobie na szczerość?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Marie
nie czuła się jakoś szczególnie podekscytowana wyznaniami Domena,
ale zrobiło się jej miło. Mimo to nie była przekonana do podróży.
Miasteczko Klingenthal leżało przy granicy niemiecko – czeskiej,
dobre kilkaset kilometrów od Willingen, nie wspominając nawet o
Tuluzie. Ponadto plan Domena wydawał się dziewczynie wyjątkowo
dziurawy. Po jakie licho młody Prevc spraszał wszystkich do
Klingenthal, skoro mógł zorganizować tę imprezę w Słowenii, w
wolnym od skoków czasie? I jak chce ukryć przygotowania przed
czujnym Peterem? Co z zakwaterowaniem wszystkich w hotelu? Domen
jednak na każde jej pytanie miał przygotowaną odpowiedź. A co do
pokoju w hotelu, obiecał, że wszystkim się zajmie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
I
Marie, dziwiąc się samej sobie, skapitulowała.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
W
zasadzie, co jej zależy? Trwały wakacje, tłumaczenie artykułu
(prawie) skończyła, do rozprażonej słońcem Tuluzy nie miała na
razie ochoty wracać, ale też zaczęło się jej nudzić Willingen
,taras ciotki Grety i towarzystwo Wladimira. A jako że usterka w
samochodzie została naprawiona, droga stała przed Marie Asther
otworem. Głupia w swych założeniach wyprawa do Klingenthal mogła
być miłą odskocznią od codzienności.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<i>I'm
on the highway to hell, on the highway to hell</i>,** dobiegało z
radia.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<i>Optymistyczne
jak cholera</i>, pomyślała Marie. Jak pamiętała, była to
ulubiona piosenka jej ojca.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Może
miała coś z niego? Tę odzywającą się momentami tendencję do
podejmowania zwariowanych, spontanicznych decyzji, pozornie – lub
faktycznie – bez sensu? Taką chęć smakowania życia? Jak wtedy,
gdy wyjechała do Tuluzy? Albo gdy tuż przed końcowymi egzaminami w
szkole średniej dała się namówić koleżance i pojechała z nią
do Niemiec na koncert Tokio Hotel, nawet nie będąc fanką zespołu?
Marie do tej pory wspominała te dwie noce spędzone w namiocie pod
halą w Oberhausen... Albo gdy wybrała się w towarzystwie Celine
samochodem do Portugalii, nie rezerwując wcześniej noclegu i w
efekcie lądując w mocno podrzędnym hostelu? Wycieczka do
Klingenthal wpisywała się w ten ciąg.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Marie
lubiła swoją pracę, swoje wynajmowane mieszkanie, swoich
przyjaciół – chciała zawsze mieć do czego wrócić. Nie
mogłaby, tak jak ojciec, włóczyć się po całym świecie,
pomieszkując i pracując gdziekolwiek – i cały czas goniąc
jakieś ułudne, niezdefiniowane marzenia. To chyba trzeba mieć w
naturze, a ona owej cechy nie posiadała. Ale czasem odczuwała
potrzebę przesunięcia granicy i przeżycia czegoś szalonego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<i>Jedź,
nawet się nie zastanawiaj, </i>powiedziała Greta, gdy Marie
zdradziła jej pomysł Domena. Uważnie przy tym obserwowała ciotkę,
chcąc uchwycić jej reakcję, ale ta zdawała się być całkowicie
naturalna. To przesądziło o ostatecznej decyzji.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<i>Trudno,
najwyżej zapiszę to doświadczenie do listy wariactw, jakich się
dopuściłam,</i> pomyślała Marie, mknąc swoim Citroenem
poniemieckiej „czwórce", z uśmiechem podśpiewując „Don't
stop me now" Queen.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
*
* *</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Hotel
wyglądał na porządny, choć nie przesadnie luksusowy. Marie
zostawiła samochód na parkingu (Domen nie wspominał, czy zapłacił
za parking, ale postanowiła, że nie będzie go o to pytać i sama
ureguluje należność) i skierowała się ku wejściu. Gdy dopełniła
wszelkich formalności, blondynka w służbowym uniformie wręczyła
jej kartę do pokoju, uśmiechając się uprzejmie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Życzymy miłego pobytu w Klingenthal.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Marie?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Dziewczyna
drgnęła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<i>O
jasna cholera...!</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Nie
sposób było uciec, udawać, że się nie słyszało, albo że nie
jest się Marie Asther. Odwróciła się powoli i stanęła twarzą w
twarz nie z kim innym, jak z samym Peterem Prevcem. Jakby tego było
mało, w niedużej odległości za swoim liderem czaiło się jeszcze
kilku słoweńskich skoczków. Chyba przed chwilą weszli do
hotelowego lobby; prawdopodobnie wracali w treningu, bo każdy z nich
dzierżył sporą ilość sprzętu narciarskiego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Jak
można mieć takiego pecha?!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Marie
złowiła wzrokiem spojrzenie Domena, który wyglądał, jakby chciał
się znaleźć milion kilometrów od Klingenthal.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Ehm... cześć. – Przełknęła ślinę. Starała się zachować
jak najbardziej naturalnie, choć jednocześnie w myślach
przeklinała własny niefart. W myśl tego, co ustaliła z Domenem,
miała pojawić się dopiero na urodzinowej zabawie Petera, a
wcześniej trzymać swoją obecność w tajemnicy. Tymczasem już na
wstępie plan rozsypał się w drobny mak. Teraz należało
przynajmniej spróbować uratować twarz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Co
ty tutaj robisz? – Na twarzy Petera próżno było szukać oznak
radości, co niemiło ukłuło Marie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– No
cóż... jestem. – Zerknęła kątem oka na resztą słoweńskiej
drużyny, która dla odmiany była ubawiona, jakby oglądała
wyjątkowo ciekawą komedię omyłek. Może z wyjątkiem Domena. –
Możemy chwilkę pogadać? Na osobności?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Peter
obejrzał się przez ramię, zaciskając zęby.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Tak, jasne. – Pozbycie się niechcianych obserwatorów chyba było
mu na rękę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Powiedział
coś po słoweńsku do jednego ze swoich kolegów (pewnie poprosił,
by ten wziął kartę do pokoju z recepcji), po czym odszedł wraz z
Marie nieco na bok, z dala od zasięgu słuchu swoich ciekawskich
towarzyszy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– A
zatem?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Marie
poczuła się nagle jak uczennica musząca wytłumaczyć się przed
srogą nauczycielką, że coś przeskrobała. Chłodne zachowanie
Petera spowodowało, że przyjazd do Klingenthal wydał się jej
nagle bardzo kiepskim pomysłem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Jesteś zły, że mnie widzisz? – Postanowiła najpierw wybadać
jego nastrój.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Nie. – Peter lekko zmarszczył brwi, ale nadal na jego ustach nie
pojawił się uśmiech. – Po prostu jestem zaskoczony. Nie
mówiłaś,że wybierasz się do Klingenthal.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Bo
się nie wybierałam.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Zmarszczka
między brwiami Prevca pogłębiła się. Marie uznała, że chyba
najlepiej zrobi, jeśli wyjawi prawdę. Na gorąco i tak nie umiała
wymyślić żadnej przekonującej wymówki. Niech Domen się potem
tłumaczy przed bratem. Zresztą zauważyła, że patrząc na nią,
machnął ręką, jakby tym gestem dawał jej przyzwolenie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Cóż... Skoro i tak wszystko się posypało, nie będę ściemniać:
twój brat mnie poprosił.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Domen???</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Tak.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Żebyś tu przyjechała?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Tak.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Ale z jakiegoś konkretnego powodu?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Nie... Znaczy, tak... Och, to miała być niespodzianka! – Marie
chciała mieć to okropne przesłuchanie jak najszybciej za sobą. –
Tylko nie wyszła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Niespodzianka?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Tak, na urodziny.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Czyje?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
W tym
momencie Marie poczuła się zdezorientowana. Jak to, do cholery,
czyje?! Przecież nie Arnolda Schwarzenegera! Zapomniało własnych
urodzinach?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
No... twoje przecież.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Peter
wytrzeszczył oczy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Moje??? Ale... Kto ci coś takiego powiedział?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Marie
coraz bardziej zaczynała tracić grunt pod nogami. Zdziwienie Petera
było tak wielkie, że w żadnym wypadku nie mogło być udawane. Coś
tu było diametralnie nie w porządku.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Domen. – Jej wzrok automatycznie pobiegł w stronę recepcji, ale
młodszy Prevc zdążył się już stamtąd ulotnić. –
Powiedział, że chce ci zorganizować taką małą imprezę i że
będzie ci miło, jak wpadnę i... Przecież niedługo masz urodziny,
prawda?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Ja
mam urodziny dwudziestego września.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Marie
miała wrażenie, jakby dostała obuchem w głowę. Dwudziestego
września???</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Poza tym nigdy nie robię imprez z tej okazji – kontynuował Peter,
kompletnie oszołomiony. – Nie lubię imprez. I Domen dobrze o tym
wie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Wpatrywali
się w siebie, totalnie zdezorientowani, choć każde z innego
powodu. Marie zaczynała zdawać sobie sprawę, jak wielką głupotę
popełniła, przyjeżdżając do Klingenthal.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Peter, ja przepraszam...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Przyjechałaś, bo mój brat ci powiedział, że mam urodziny? –
Prevc zdawał się puścić jej słowa mimo uszu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Milczenie
Marie było dla niego wystarczającą odpowiedzią. Warknął do
siebie coś po słoweńsku. Dziewczynie zdawało się, że usłyszała
imię Domena, ale wcale nie poprawiło jej to nastroju. Czuła się
jak skończona idiotka, miała w tym momencie ochotę zapaść się
pod ziemię. Jej zwykła swoboda, czy wręcz pewna nonszalancja,
zupełnie wyparowała w zetknięciu z chłodnym zdziwieniem Petera
Prevca, a po dobrym nastroju, jaki towarzyszył jej w drodze, nie
został nawet ślad.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Chyba... – Przełknęła ślinę, ujmując rączkę walizki. –
Chyba najlepiej będzie, jak sobie pójdę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Dobrze,
że słoweńscy skoczkowie zdążyli już pozbierać swój sprzęt i
udać się do windy, bo musiałaby w drodze ku drzwiom przedefilować
przed nimi, łykając swoje upokorzenie. Boże, chyba nigdy w swoim
życiu tak się nie wygłupiła! Plus chociaż taki, że to wszystko
szybko się skończyło.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Marie, zaczekaj. Dokąd idziesz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Odwróciła
się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Wracam do Willingen, nic tu po mnie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Zwariowałaś? – Peter podszedł do niej. – Dopiero co
przyjechałaś. I to taki kawał drogi. Zostań.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Po
co? Nic tu po mnie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Nieprawda. Ja... cieszę się, że jesteś. – Na jego usta po raz
pierwszy wypłynął nikły uśmiech. – Po prostu byłem
zaskoczony.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Marie
wzięła głęboki oddech, by opanować myśli i emocje.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Peter, przepraszam. Naprawdę uwierzyłam, że Domen organizuje ci te
urodziny...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Z
nim pogadam sobie inaczej. – Głos Petera zabrzmiał twardo. –
Nie jesteś winna jego głupocie. Proszę, zostań.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Spojrzała
w jego nieco smutne oczy i powoli, bez przekonania, kiwnęła głową.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
* * *<br />
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Domen
wiedział, co się szykuje, gdy tylko usłyszał szybkie kroki na
korytarzu. A gwałtowne pukanie do drzwi tylko utwierdziło go w
przeczuciach. Nie zamierzał udawać, że nie ma go w pokoju; lepiej
mieć już wszystko za sobą. Otworzył i do środka wparował jego
starszy brat. Powiedzieć, że wyglądał, jakby trzaskały od niego
pioruny, to zdecydowanie za mało.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– To
ja was może zostawię samych. – Współlokator Domena, Jaka
Hvala, szybko się ewakuował.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Gdy
tylko za chłopakiem zamknęły się drzwi, Peter przystąpił do
ataku.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Co
to miało, do cholery, znaczyć?! Po co ją tu ściągnąłeś?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Domen,
iście po prevcowsku, wzruszył ramionami.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Aż
tak jej nie znosisz, że nie chcesz jej widzieć?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Nie odwracaj kota ogonem, Domen! To, czy ją lubię czy nie, nie ma
nic do rzeczy! Liczy się, że odwalasz jakieś głupie gierki,
kłamiesz, robisz ze mnie idiotę, a Marie ciągniesz dobre pięćset
kilometrów na friko.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Czterysta dwadzieścia dwa – poprawił Domen. – Sprawdzałem w
Google Maps.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej! – Na Petera pełen
wesołkowatego zadowolenia głos brata działał niczym płachta na
byka. Gówniarz wydawał się nic sobie nie robić z afery. – Nie
znoszę takich sytuacji, rozumiesz?! Nie cierpię, jak ktoś robi coś
za moimi plecami!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Ty
w ogóle nie znosisz, jak coś wymyka się twojej kontroli, Peter. –
Domen gwałtownie spoważniał. – Jak coś jest nie tak, jak
sobie uplanowałeś, zapisałeś i wytrenowałeś.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Nie baw się tu w psychoanalityka, dobra? Nie mam na to czasu ani
ochoty. Do rzeczy: jaki miałeś cel w zmuszaniu Marie, by tu
przyjechała? Szczerze. Bo to, że nie robisz dla mnie żadnej
imprezy, jest raczej oczywiste.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Ty
naprawdę myślisz, że ją dałoby się do czegoś zmusić? Chciała,
to przyjechała, proste.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Bo
naopowiadałeś jej głupot! A gdyby sprawdziła w necie, kiedy
naprawdę mam urodziny? Albo wygadała mi się, że przyjedzie? Hę?
Wziąłeś to po uwagę, Einsteinie?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Wziąłem. Opcja druga nie wchodziła w grę, bo powiedziałem, że
to ma być niespodzianka. A pierwsza...? Po prostu bym naściemniał,
że sezon kończy się przed dwudziestym września i już nie będzie
okazji, żeby odwalić imprezę. Boże, Peter, ja nie kumam, z czego
ty robisz taki problem! Marie przyjechała, bo cię lubi, to jasne
jak twoje cholerne medale! Więc zamiast się tu na mnie wydzierać,
idź do niej, wyjdźcie gdzieś i zabaw się!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Zabaw? – Peter nie wierzył własnym uszom. – ZABAW?!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Nie mówiłem o tym, o czym ty zapewne teraz pomyślałeś. –
Domen uśmiechnął się wrednie. – Choć nie przyznałbyś się
do tego nawet na łożu tortur.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Domen, jeszcze jedno słowo...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– I
co? Powiesz trenerowi, żeby mnie wywalił z drużyny? Dasz mi w
pysk? Naskarżysz rodzicom? Ja pierniczę, Peter, weź ty raz w życiu
wyluzuj! Zrzuć ten pancerz Pana Idealnego Pozbawionego Emocji.
Przyjechała fajna laska, która najwyraźniej czuje do ciebie miętę,
skoro tłukła się tutaj przez pół Niemiec, a ty tracisz czas na
ochrzanianie mnie. Nie lubisz jej?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Owszem, lubię, ale to niczego nie zmienia!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– A
niby czemu? Bo raz się sparzyłeś i masz zamiar żyć w celibacie
do końca swoich dni?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Nie mieszaj się do mojego życia prywatnego! – Perfidnie
wyciągnięte przez Domena wspomnienie gwałtownie podniosło w
Peterze poziom złości. – To nie twoja cholerna sprawa!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– O
mój Boże, życia prywatnego! – zakpił młodszy. – To ty w
ogóle masz jakieś? Myślałem, że istnieją dla ciebie tylko
skoki. A nie, przepraszam! Wszak wieczorami siedzisz w swoim pokoju i
czytasz książki albo oglądasz filmy psychologiczne. Faktycznie,
wyjątkowo udane życie prywatne!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Ironiczny
ton Domena sprawiał, że Peterowi odjęło mowę z wściekłości.
Ale brat jeszcze z nim nie skończył.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Izolujesz się od drużyny, nie mówiąc nawet o reszcie ekip.
Wszystkim się wydaje, że zadzierasz nosa. Nikt nie lubi ponuraków,
Peter!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Dla
starszego z braci cała ta „rozmowa” zaczynała przybierać coraz
bardziej paranoiczny obrót.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Co
ty pieprzysz, Domen?!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
To, co wszyscy widzą, a nikt nie powie ci tego w twarz. Że robisz
się zgorzkniały jak stara baba. Dostałeś w marcu tę swoją
wymarzoną kulę, a nadal ci źle. A wiesz, dlaczego? Bo boisz się
ludzi i nie ufasz im.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Jakbyś nie zauważył przez całe siedemnaście lat swojego życia,
taki mam charakter! Nie jestem zbyt towarzyski, powinieneś to
dostrzec już raczej dawno.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Tu
nie chodzi o charakter, Peter. – Domen trochę stonował głos. –
Wiem, że nie jesteś duszą towarzystwa. Ale ty uciekasz od ludzi,
chowasz się w jakimś swoim cholernym pancerzu. Myślisz, że nie
widzę? To się nasiliło po tej sprawie z Larą.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– I
niby sprowadzenie tutaj Marie ma mi pomóc, tak? – Peter mimo
wszystko bardziej poczuł się dotknięty ostatnimi spokojnymi
słowami brata niż jego wcześniejszą ironią. Czuł, jakby ktoś
dobrał się do najgłębszych pokładów jego osobowości. – To
jakaś nowatorska metoda psychoterapii autorstwa doktora Domena
Prevca?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Daj sobie spokój z tą złośliwością, okej? Chciałem dobrze,
idioto. Wiedziałem, że wszystko wyjdzie na jaw i ty będziesz się
na mnie darł, a ona pewnie będzie mieć pretensje, a mimo to
zrobiłem co zrobiłem i nie żałuję. Bo chcę ci pomóc. Jesteś
moim bratem, do cholery jasnej! Więc teraz dam ci radę: idź do
Marie, zabierz ją choćby na spacer i po prostu spędź miło
wieczór. Bez rozkminiania wszystkiego po milion razy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Peterowi
przeszła już pierwsza złość. Teraz czuł się po prostu fatalnie
psychicznie. Wiedział, że długo nie zapomni Domenowi całej tej
akcji, a tym bardziej wypowiedzianych w tym pokoju słów. Pewnie mu
wybaczy niedługo, bo nie lubił nosić urazy, ale zapomnienie nie
przyjdzie prędko – o ile w ogóle.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Wiesz co, Domen? – Jego głos był zadziwiająco spokojny. – Ja
też mam dla ciebie radę. Zostaw– mnie–w spokoju.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
I nie
obejrzawszy się więcej na brata, wyszedł i zatrzasnął za sobą
drzwi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
____________________</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
* We the kings "I like it"</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
** AC/DC "Highway to hell"</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
____________________</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<span style="font-size: x-small;"><br /></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<span style="font-size: x-small;">Ugh, trochę kazałam Wam czekać, nie? Przepraszam, wena nie dopisywała. Poza tym, dziwnie nie lubię pisać wiosną. Wiem, głupota, ale serio tak jest - wiosną wena mi nie dopisuje. </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<span style="font-size: x-small;">Odcinek trochę krótszy niż poprzednie, ale tak mi się podzieliło. Następny - choć też krótki - jest już napisany, zatem przerwa nie powinna być tak długa. </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<span style="font-size: x-small;">Mam nadzieję, że jakoś w miarę sensownie wybrnęłam z tego głupiego pomysłu Domena :P Marie i Peter musieli się ponownie spotkać, chyba rozumiecie? ;) Ta ich rozmowa w hotelu trochę mi kuleje, choć poprawiałam ją wiele razy. Trudno mi było wyobrazić sobie taką sytuację. Sama pewnie w sytuacji Marie wskazałabym paluchem na Domena i zawołała "To jego wina", ha ha. Żartuję. Zapewne zapadłabym się pod ziemię ze wstydu, że dałam się wkręcić w taką awanturę. </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<span style="font-size: x-small;">Scena kłótni Petera z Domenem została napisana już dawno. Uwielbiam pisać sceny kłótni! I Peter wreszcie pokazał pazury. Chwała Bogu, bo ileż można być grzecznym, nie? ;) </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<span style="font-size: x-small;">Miłego czytania! I powodzenia dla maturzystów w dalszych zmaganiach! </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<span style="font-size: x-small;">Matura i prawo jazdy - moje dwa najgorsze egzaminy w życiu ;D </span></div>
Miriahttp://www.blogger.com/profile/08963541957390935232noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-2717951429705949361.post-82543569253324767382016-04-07T20:32:00.001+02:002016-04-07T20:32:16.435+02:00Odcinek 5
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.95cm;">
* * * </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Następnego
dnia rano okazało się, iż Greta nie da rady pójść na zawody,
ponieważ czekał ją dyżur w przychodni, od godziny dziesiątej do
siedemnastej, mimo iż była to sobota. W związku z tym Marie też
chciała odpuścić, ale po pierwsze, ciotka stanowczo nakazała jej
iść, a po drugie, sama nie chciała sprawiać Peterowi zawodu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A w ogóle, jak było wczoraj? – zapytała Greta, przyrządzając
sobie jeszcze kanapki na wynos, podczas gdy Marie lekko przysypiała
nad kubkiem kawy. Boże, jakim cudem ciotka mogła być tak rześka
po ciężkiej nocy asystowania przy porodzie i kilku godzinach snu?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Panna cotta zjedzona, wino wypite, skoki obgadane – mruknęła
dziewczyna. – Poza tym nic fascynującego.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Obojętnie,
co sobie wyobrażałaś.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Długo siedzieliście?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Do jedenastej. Peter dostał SMS– a od kolegi, że trener go szuka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Aha. Ale chyba był zadowolony?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Myślę, że tak.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To dobrze. Okej, Marie, ja uciekam. – Greta włożyła kanapki do
plastikowego pojemnika. – Baw się dobrze i dopinguj gorąco.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Uhm, jasne.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Gdy
Greta wyszła, Marie wsypała kotu garść chrupek do miski, a dla
siebie przygotowała musli z jogurtem. Nie było już sensu kłaść
się spać. Popijając musli resztką kawy, sięgnęła po telefon,
by sprawdzić, co ciekawego na Facebooku i Twitterze. Na tym
pierwszym czekało na nią jedno zaproszenie do znajomych.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i><b>Peter
Prevc.</b></i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
O
cholera!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Sen
natychmiast jej przeszedł i przez kilkanaście sekund siedziała,
wpatrując się w wyświetlacz.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
To
musiało być wysłane z prywatnego konta. Wspominał poprzedniego
dnia, że takie posiada, oprócz oficjalnego fanpage'a – ale z
niego nie da się przecież zapraszać znajomych.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Nigdy
nie przyjmuj zaproszeń od facetów od razu,</i> w głowie odezwały
się jej słowa przyjaciółki, Celine. <i>Choćbyś skakała po
pokoju z radości, NIE PRZYJMUJ. Niech myślą, że ci nie zależy. </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Ale
Marie nie była tak wyrachowana. W takie głupoty mogłaby bawić się
w podstawówce (gdyby w tamtych czasach istniał Facebook), a nie
teraz, w wieku dwudziestu ośmiu lat. Potwierdziła zaproszenie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Prevc
musiał być niezwykle ostrożny w swoim wirtualnym życiu, bo
znajomych miał tylko stu osiemdziesięciu czterech. Z pewnością
nikt, kto nie był w owym „elitarnym” gronie nie miał poglądu
jego tablicy. Marie przejechała trochę w dół, ale w zasadzie nie
było tam niczego wyjątkowego. Sporo o skokach i treningach, parę
zdjęć zrobionych chyba podczas wypraw w góry, jakieś selfie z
siostrą Niką (i dwoma parami nart)... Raz wstawił piosenkę
jakiegoś słoweńskiego zespołu. No i większość postów była
pisana po słoweńsku, co znaczyło, że wśród znajomych ma głównie
swoich krajan. W zasadzie trochę ją zdziwiło, iż wysłał jej
zaproszenie – a tym samym wpuścił do swojego prywatnego świata –
po zaledwie jednym dniu znajomości. Najpierw numer telefonu, teraz
to... Ale to jego decyzja.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
W
każdym razie, nie zamierzała zasypywać go postami czy
wiadomościami. A tym bardziej udostępniać czegokolwiek z jego
tablicy. Okazał jej zaufanie i nie chciała go zawieść.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Wysłała
tylko priva:</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
„<i>Dzięki
za zaproszenie:) Nie spodziewałam się. Miłego dnia:)”</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
spędziła sobotę w domu, próbując trochę popracować, a nawet
przyrządziła dla Grety obiad (łatwy w wykonaniu i w jej opinii
nawet zjadliwy). Wczesnym popołudniem ubrała się i pojechała do
Sporthotel, by odebrać akredytacje.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zgodnie
z obietnicą Petera, wejściówki czekały na nią na recepcji. Dwie
plakietki na czerwono–niebieskich smyczach, z nazwiskami i
dopiskiem TEAM.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Ładny
ze mnie team, </i>pomyślała z przekąsem. <i>Nawet nie znam nazwisk
zawodników. </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Podziękowała
recepcjonistce, schowała akredytacje do torby i pojechała pod
skocznię. Ciężko było znaleźć miejsce, by zaparkować, wszystko
w pobliżu obiektu było pozajmowane, ale Marie nie miała nic
przeciwko dłuższemu spacerowi w to ciepłe, słoneczne popołudnie.
Trochę wiało, jednak chyba nie na tyle, by konkurs mógł być
zagrożony.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Wiele
już lat minęło, odkąd była na M<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ü</span>hlenkopfschanze
po raz ostatni, jeszcze z wujkiem G<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ü</span>nterem.
Wtedy jednak był styczeń, skocznia pokryta śniegiem, a ludzie na
trybunach, opatuleni w ciepłe kurtki, popijali gorącą herbatę, by
trochę się rozgrzać. Teraz atmosfera przypominała raczej letni
piknik. Wszędzie było pełno stoisk z kiełbaskami i napojami, a
także niezbędnym wyposażeniem kibica. Wśród kolorów na
gadżetach przeważało złoto, czerwień i czerń Niemiec, ale nie
brakowało również barw austriackich, polskich, słoweńskich,
norweskich... Te ostatnie były chyba szczególnie popularne wśród
młodych dziewczyn, jak zauważyła Marie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Po
chwilowych poszukiwaniach odnalazła wejście na przeznaczony dla
niej sektor. Mężczyzna przy bramce, sprawdzający bilety lub
zaproszenia, przez chwilę analizował ze wszystkich stron jej
akredytację, jakby podejrzewając podstęp, ale finalnie wszystko
okazało się w porządku i Marie weszła na trybuny. Musiała
przyznać, że widok na skocznię był doskonały, podobnie jak
możliwość przyglądania się zawodnikom już po zatrzymaniu, a
nawet w chwili, gdy schodzili ze skoczni i udawali się w kierunku
swoich „domków”. Peter naprawdę wyświadczył jej ogromną
przysługę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Ten
łosoś i brokuły chyba nie były aż t</i><i>yle</i><i> warte,</i>
pomyślała ze śmiechem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Napisała
też SMS–a do Petera.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
„<i>Odebrałam
akredytacje i jestem już na miejscu. Niestety ciocia nie mogła
przyjść, ma dyżur, będzie jutro. Powodzenia od nas obu:)” </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
chyba nie miał zbyt wiele czasu, bo w odpowiedzi przesłał jedynie
uśmieszek, ale i to było miłe.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
postanowiła dobrze się bawić, mimo, iż była tu sama, nie miała
z kim porozmawiać i nie do końca orientowała się w aktualnym
stanie skoków narciarskich. Trochę nietypowy był dla niej widok
pokrytego zielonym igelitem zeskoku oraz kibiców w koszulkach z
krótkimi rękawkami, jednak wesoła atmosfera, okraszona dyskotekową
muzyką dobiegającą z głośników, szybko się jej udzieliła.
Przyszła już po kwalifikacjach, zatem wkrótce rozpoczęły się
zawody, które oglądała, popijając zimny sok pomarańczowy.
Zrobiła nawet trochę zdjęć, a jedno, opatrzone komentarzem
„Wyskokowe popołudnie ;)” wrzuciła na Facebooka. A co tam!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
W
końcu nadeszła kolej na Petera, zajmującego aktualnie czwartą
lokatę w klasyfikacji generalnej. Słoweniec wylądował na 132
metrze, plasując się po swoim skoku na trzecim miejscu. Nie był
chyba wyjątkowo usatysfakcjonowany, gdyż Marie na telebimie
zauważyła jego kwaśny grymas. Gdy skoczyło trzech pozostałych
zawodników, znalazł się ostatecznie na szóstej pozycji.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
„<i>Peter
szósty po 1. serii, trzymaj kciuki w drugiej”</i>, napisała do
ciotki, która prosiła ją rano, by donosiła na bieżąco, co
dzieje się na zawodach i jak sobie radzi jej nowy znajomy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Greta
trzymała chyba średnio, bo Peter skończył rywalizację na piątym
miejscu. Gdy schodził ze skoczni po swojej drugiej próbie, Marie
pomachała do niego, ale chyba nie zauważył, bo nawet nie patrzył
w tamtym kierunku. Miała tylko nadzieję, iż nie przeżywa swojego
występu zbyt dogłębnie. Piąta lokata nie był powodem do wstydu,
a poprzedniego wieczoru sam mówił, że letnie zawody są mniej
prestiżowe niż sezon zimowy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Odbyła
się dekoracja kwiatowa, zawodnikom, którzy uplasowali się na
podium, wręczono jakieś drobne upominki, odegrano hymn (polski,
wygrał niejaki Andrzej Stękała) – i pierwszy dzień rywalizacji
w Willingen dobiegł końca.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Gdy
Marie miała już zbierać się do wyjścia, w jej torbie zawibrował
telefon.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Peter
P.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
„<i>Nie
wychodź ze swojego sektora. Przyjdę po ciebie”.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zamrugała
szybko. „Przyjdę po ciebie”? A czegóż on mógł chcieć?
Odpisała jednak <i>„Dobrze, czekam”. </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Minęło
może z dziesięć minut, trybuny zdążyły już nieco opustoszeć,
gdy dojrzała Petera, idącego od strony boksów zawodników. Dopadły
go jakieś młode fanki i rozpoczęła się krótka sesja rozdawania
autografów i pozowania do selfie. Gdy dziewczyny wreszcie sobie
poszły, Marie czekała już u skraju ławek. Peter zauważył ją i
uniósł dłoń w geście powitania. Miał na sobie koszulkę
reprezentacji Słowenii, oklejoną nazwami różnych firm, i zwykłe
dresowe spodnie, a na głowie czapeczkę z logo sponsora. Wyglądał
trochę jak chodząca tablica reklamowa.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Hej. Przepraszam, że musiałaś czekać. – Przywitał Marie
uśmiechem. – Jak ci się podobały zawody?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Bardzo przyjemne. Dzięki za wejściówkę na super miejsce. A ty
jak, zadowolony?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Średnio – skrzywił się nieco. – Spartaczyłem pierwszy skok, a
podczas drugiego miałem kiepskie warunki. Ale może jutro będzie
lepiej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Na pewno.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To co? Idziemy?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A dokąd?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Mówiłaś wczoraj, że chętnie poznałabyś resztę drużyny, więc
pomyślałem... – W jego głosie zabrzmiała niepewność.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ojej, nie wiedziałam, że pamiętasz. – Między Bogiem a prawdą,
sama o tym zapomniała, ale była zaskoczona, że on zapamiętał. I
że przywiązywał aż taką wagę do jej słów. – To bardzo miłe
z twojej strony.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
był wyraźnie ukontentowany. Marie aż zrobiło się głupio, że
wyleciało jej z głowy coś, o co tak naprawdę sama prosiła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Szkoda, że twoja ciocia nie mogła przyjść – powiedział Prevc,
gdy szli w stronę drewnianych domków, z których każdy służył
jako „baza" danej drużyny. – Późno wczoraj wróciła?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Po drugiej. Ale poród przebiegł podobno wzorcowo. A ty wróciłeś
do hotelu bez problemów?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak. Udało mi się nie trafić na trenera – uśmiechnął się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
wolał nie wspominać, że jego współlokator zdążył już
wymyślić dobre piętnaście bajeczek, które zamierzał sprzedawać
Janusowi, gdyby się okazało, że kolega jednak zdecydował się na
opcję "kolacji ze śniadaniem". Ani że był wyraźnie
rozczarowany, iż nie miał okazji wypróbować ich skuteczności.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Cieszę się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Szkoda, że twoja ciocia nie mogła przyjść – powiedział Prevc,
gdy szli w stronę drewnianych domków, z których każdy służył
jako „baza" danej drużyny. – Późno wczoraj wróciła?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Po drugiej. Ale poród przebiegł podobno wzorcowo. A ty wróciłeś
do hotelu bez problemów?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak. Udało mi się nie trafić na trenera – uśmiechnął się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
wolał nie wspominać, że jego współlokator zdążył już
wymyślić dobre piętnaście bajeczek, które zamierzał sprzedawać
Janusowi, gdyby się okazało, że kolega jednak zdecydował się na
opcję "kolacji ze śniadaniem". Ani że był wyraźnie
rozczarowany, iż nie miał okazji wypróbować ich skuteczności.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To dobrze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Pozdrów ode mnie ciocię. Nie miałem okazji podziękować jej za
gościnę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Przekażę. A jutro przyjdziemy już razem, ma wolne.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Będę czekał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
rzuciła mu szybkie spojrzenie, ale nie zdążyła już nic
powiedzieć, gdyż właśnie dotarli do boksu zajmowanego przez
drużynę słoweńską. Na drzwiach naklejona była
czerwono–biało–niebieska flaga, a o ścianę stały oparte trzy
pary nart.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Poczekaj chwilę, sprawdzę, czy w środku wszystko przyzwoicie –
zaśmiał się Peter. – Wolę cię nie narażać na widok
któregokolwiek z nich w negliżu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie chciałabym biedaków peszyć!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
zniknął za drzwiami, a po kilkunastu sekundach wytknął głowę z
powrotem i zawołał Marie do środka.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Domek
wewnątrz pozbawiony był większych wygód, ot, drewniany stolik,
kilka ławek, czajnik, trochę napojów i owoców w podłużnych
misach. Panował rozgardiasz, gdyż słoweńscy zawodnicy wszędzie
porozkładali swój ekwipunek i nie spieszyli się, by go pakować.
Oprócz nich przebywał tam mężczyzna w średnim wieku oraz
blondynka, na oko około trzydziestki.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Chciałbym wam przedstawić Marie – odezwał się Peter, a
wszystkie oczy zwróciły się w kierunku ich dwójki. –
Wspominałem przy śniadaniu, że nas odwiedzi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
wolał nie uświadamiać Marie, jakie reakcje wśród kolegów
wywołała ta informacja. Najpierw zapanowała ogólna konsternacja i
wytrzeszcz oczy, potem powymieniali między sobą znaczące
spojrzenia, a gdy już odzyskali zdolność mowy, zaczęły się
drobne aluzyjki, jakby próbowali wyczuć, na jak wiele mogą sobie
pozwolić. Na to ostatnie Peter pozostał głuchy. Gdyby wdał się w
dyskusję albo próbował ripostować, rozkręciliby się jeszcze
bardziej.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Gdy
Peter przedstawił Marie, któryś z chłopaków zagwizdał cicho, za
co blondynka poczęstowała go kuksańcem w bok. Francuzka przywitała
się ze wszystkimi po kolei uściskiem dłoni, jednak z imion
zapamiętała tylko starszego od pozostałych mężczyznę z
kolczykiem w brwi (Robert) oraz brata Petera (Domen), reszta się jej
pomieszała. Rozmawiali przez chwilę o tym, jak wrażenia po
konkursie, jak podoba się im Willingen i o tego typu błahostkach,
jakie zwykle porusza się w podobnych sytuacjach, kiedy rozmówcy po
raz pierwszy widzą się na oczy. Ogólnie słoweńska ekipa wywarła
na Marie bardzo pozytywne wrażenie. Widać było, że mają ze sobą
dobry kontakt. Na szczęście wszyscy lepiej lub gorzej mówili po
angielsku, zatem nie było barier językowych. Peter, który na
początku wydawał się trochę zestresowany – chyba tym, jak jego
koledzy zareagują na obecność dziewczyny i czy nie odwalą czegoś
głupiego – teraz zachowywał się swobodniej.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
zostałaby może dłużej w towarzystwie skoczków, jednak nie minęło
dziesięć minut, gdy drzwi domku otworzyły się i bezceremonialnie
do środka wszedł dość postawny mężczyzna w wieku około
pięćdziesięciu lat. Zaczął mówić coś po słoweńsku, gdy
nagle jego wzrok spoczął na Marie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Dziewczyna
już chciała się wytłumaczyć, ale ubiegł ją Peter.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Trenerze, to jest Marie. – Francuzka była mu wdzięczna, że
używał angielskiego. – Moja znajoma. Chciałem ją zapoznać z
chłopakami.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Goran Janus, trener reprezentacji – przedstawił się mężczyzna.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Marie Asther. – Uścisnęła wyciągniętą w jej stronę silną
dłoń.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie wiedziałem, że Peter ma znajomych w Willingen.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
W zasadzie to... ehm... znamy się od wczoraj – włączył się
Peter, a któryś z jego kolegów parsknął cicho śmiechem. –
Pomogłem Marie, gdy miała kłopot z samochodem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Aha. – Czy się jej wydawało, czy też słoweński trener spojrzał
na nią nieco podejrzliwie? – To miło z twojej strony. Peter,
chciałbym omówić z wami dzisiejszy konkurs.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zrozumiała aluzję natychmiast.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Już sobie idę. – Uśmiechnęła się, chociaż sytuacja stała
się nieco krępująca. W zasadzie była zadowolona, że może
stamtąd wyjść. – Miło było was poznać, chłopaki. Powodzenia
jutro na skoczni.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Podziękowali
jeden przez drugiego, a Marie pożegnała się jeszcze ze wszystkimi
skinięciem głowy i wyszła. Nie widziała już, jak dwóch z
kolegów Petera unosi kciuki do góry i kiwa głowami w stronę
Prevca w geście uznania i aprobaty. I jak Peter przewraca oczami,
zdając się mówić „Wiedziałem, że tak będzie”.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Słońce
przeszło już wyraźnie na zachodnią stronę nieba, a od strony gór
nadciągały ciemniejsze chmury. Pozostawało tylko mieć nadzieję,
iż następnego dnia pogoda nie przeszkodzi w rozegraniu konkursu
skoków.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Dla
Marie było to bardzo udane popołudnie, na którym niewielkim tylko
cieniem położyło się spotkanie z trenerem Janusem. Dlaczego
spoglądał na nią tak podejrzliwie...?
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
* * *<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Niedziela
okazała się szczęśliwsza dla Petera Prevca. Słoweniec zajął w
zawodach drugie miejsce i Marie mogła obserwować na telebimie jego
uśmiechniętą twarz, gdy stawał na podium. Niby druga lokata była
jego przekleństwem, ale po ogromnych sukcesach odniesionych w
sezonie zimowym raczej nie traktował jej zbyt emocjonalnie. Pewnie
znowu kibice pośmieją się trochę w Internecie i wkleją
paręnaście memów, jednak Marie była niemal pewna, że Peter nie
weźmie sobie tego do serca. Po sobotnim piątym miejscu średni
stopień podium w niedzielę mógł stanowić powód do zadowolenia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ma ładny uśmiech – stwierdziła Greta, obserwując dekorację
zwycięzców.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
tylko mruknęła coś niewyraźnego w odpowiedzi, ale w duszy
zgadzała się z nią. Peter naprawdę uśmiechał się bardzo
sympatycznie. Cała jego twarz zupełnie się wówczas zmieniała, a
oczy stawały się cieplejsze. Na ten widok człowiek automatycznie
sam chciał się uśmiechnąć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Teraz
jednak Marie nie było do śmiechu. Zmarzła, bo nie wzięła swetra,
a zawody z powodu kapryśnego wiatru przeciągnęły się. Marie
nienawidziła zimna; zimno czyniło ją nieszczęśliwą i marudną.
Naprawdę, chętnie znalazłaby się już w domu przy Rosenstrasse.
Tymczasem gdy ceremonia dekoracji dobiegła końca, Greta, jak gdyby
nigdy nic, rozsiadła się na ławce i wyciągnęła z torby paczkę
chrupek orzechowych.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A co ty robisz? – Marie spojrzała na nią zdekoncentrowana.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jem. – Greta wzruszyła ramionami. – Przecież widać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Owszem, ale dlaczego tutaj? Już po konkursie. Idziemy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dokąd?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Do domu?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tu mi dobrze.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Ta
sytuacja zaczęła zalatywać absurdem. Zawody dobiegły końca,
skoczkowie rozeszli się do swoich domków, widzowie powoli
opuszczali M<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ü</span>hlenkopfschanze,
a ciotka Greta rozsiadła się niczym na kwoka na gnieździe i zajada
chrupkami.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
O nic, po prostu zgłodniałam.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Akurat! – prychnęła Marie. I nagle zrozumiała. – Liczysz na
to, że Peter przyjdzie!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Ciotka
nie dała się zbić z pantałyku, mimo iż ewidentnie została
rozszyfrowana, a na dodatek poczęstowana pełnym niedowierzania i
nagany spojrzeniem bratanicy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A odezwał się?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie. I pewnie nie odezwie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jacy ci młodzi ludzie w tych czasach niecierpliwi. – Greta
pokręciła głową. – Chcesz chrupka?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
NIE. Chcę przestać tu siedzieć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Na razie stoisz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Coraz
bardziej wkurzona Marie usiadła na ławce obok ciotki. Szczerze
mówiąc, nie miała innego wyboru. Przecież nie będzie wyciągać
jej z sektora siłą, a tym bardziej nie zostawi tutaj, by pieszo
wracała do domu. Najlepiej będzie zwyczajnie przeczekać jej upór.
W końcu te diabelne chrupki kiedyś się skończą!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Żeby
się czymś zająć, przeglądała Facebooka. Pod wczorajszym
zdjęciem ze skoczni miała kilka komentarzy od znajomych.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Celine
Garot: a co ty tam robisz? facetów łapiesz? są jakieś ciacha ?
;DD</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
No
tak, cała Celine. Jej życie kręci się wokół mężczyzn.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Marcel
Dimarogne: Wracaj do nas! Tęsknimy! Kiedy będziesz we Fr??</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Odpisała:
<i>„Wracam za jakieś dwa tygodnie. W Tuluzie podobno straszny
upał, nie mam ochoty się tam smażyć.” </i><span style="font-style: normal;">Zimno
nie było dobre, ale +35 stopni w cieniu też niekoniecznie. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Fatima
Buaronni: To skoki narciarskie? Myślałam, że da się tylko zimą.
Na czym oni się ślizgają? </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
„<i>Igelit.
Takie zielone, sztuczne coś. Ni to dywan, ni to trawa.”</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Napisał coś? – Ciotka Greta zajrzała Marie przez ramię.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie. – Dziewczyna nawet nie zadała sobie trudu, by usunąć
telefon z zasięgu jej wzroku. Greta i tak nie rozumiała po
francusku. – Piszę ze znajomymi z fejsa.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zamknęła
aplikację i schowała komórkę do torebki. Większość kibiców
zdążyła już opuścić M<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ü</span>hlenkopfschanze,
a one nadal okupowały swoje miejsca. Marie była przeświadczona, że
gdyby Peter chciał się z nimi zobaczyć, już wcześniej by to
zasygnalizował. Nie znosiła czekać na czyjąś łaskę. Miała już
dość tej sytuacji, tym bardziej, że słońce zupełnie skryło się
za chmurami, a wiatr stawał się z każdą chwilą chłodniejszy. A
ciotka zdawała się jeść te cholerne chrupki coraz wolniej!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dużo tego jeszcze masz? – Nie wytrzymała.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tyle co widzisz. A w torbie mam jeszcze żelki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Ja
pier...!,</i> Marie miała ochotę przywalić głową w ławkę.
Greta ewidentnie robiła to specjalnie, na dodatek doskonale się
bawiąc.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Zachowujemy się jak napl... napalallo... Och, wiesz, o co mi chodzi!
Jak groupies! Szkoda, że jeszcze pod hotelem nie siedzimy. I zimno
mi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ależ ty jesteś marudna!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A ty uparta! Peter nie napisze i nie przyjdzie. Daj sobie spokój,
naprawdę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
O wilku mowa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
spojrzała w kierunku wskazanym przez ciotkę i zobaczyła Prevca,
spieszącego w ich stronę. Wyraźnie ucieszył się, gdy je
zobaczył.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Uff, bałem się, że poszłyście. Dzień dobry, pani Greto. Cześć,
Marie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Witaj, Peter – uśmiechnęła się Greta. – Siedzimy sobie i
czekamy, aż wszyscy odjadą, żeby nie stać w korku. – Mówiąc
to, miała tak niewinną minę, że dałby się nabrać nawet as
rosyjskiego wywiadu. Marie przewróciła oczami. Ciekawe, jak długo
ciotka układała tę intrygę... Którą Peter najwyraźniej kupił
bez zastrzeżeń.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dopadli mnie dziennikarze, a zaraz muszę iść na konferencję
prasową, ale chciałem się jeszcze z wami zobaczyć i podziękować
za miły weekend.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To my dziękujemy – odpowiedziała Greta. – Rzadko spotyka się
tak sympatycznych młodych ludzi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>To
jakaś aluzja?,</i> Marie spojrzała na nią z ukosa.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
poczuł się speszony, ale zaraz mile połechtany słowami pani
Scholle.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Cześć, Peter – odezwała się Marie, uśmiechając się lekko.
Nie chciała, by skoczek zauważył jej wcześniejszy nastrój. –
Dzisiaj zadowolony z wyniku?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Moje ukochane drugie miejsce... – starał się brzmieć ponuro,
ale zdradzał go wesoły grymas. – Jesteśmy jak stare dobre
małżeństwo.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
puściła mu oczko.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Zimą byliście w separacji.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Chętnie bym ją znów ogłosił.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Ktoś
z ekipy skoczków krzyknął coś do Petera, chłopak odwrócił się
i odpowiedział po słoweńsku.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Kurczę, naprawdę muszę już iść.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie zatrzymujemy. – Greta uściskała Prevca. – Życzę ci wielu
sukcesów i jak będziesz w Willingen, to zapraszam do siebie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Może kiedyś trafi się okazja.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Liczę na to.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Po
wyściskaniu przez Gretę, Peter odwrócił się w stronę Marie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ehm, no cóż... w takim razie... cześć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Trzymaj się, Peter. – Przytuliła krótko Prevca, znacznie
ostrożniej i z większym dystansem niż jej ekspansywna ciotka. –
To był bardzo miły weekend.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Uważam dokładnie tak samo. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
nie bardzo w to wierzyła. Zapewne ich „znajomość” umrze po
kilku dniach, maksymalnie tygodniach i ograniczy się do
okazjonalnych lajków na Facebooku oraz życzeń urodzinowych i
świątecznych. Ale nie chciała burzyć wyobrażeń Petera – o ile
faktycznie je miał, a nie powiedział tego wyłącznie przez
grzeczność. Uśmiechnęła się ciepło.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Po
ostatniej wymianie „do widzenia”, Peter, poganiany przez tego
samego mężczyznę co poprzednio, odszedł w kierunku słoweńskiego
„domku”. Uniósł jeszcze dłoń w geście pożegnania i chwilę
potem zniknął za drewnianymi drzwiami.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
patrzyła za nim i zrobiło się jej dziwnie smutno. To było takie
specyficzne, chwilowe uczucie, że oto skończyło się coś dobrego.
Może lepiej byłoby, gdyby rzeczywiście nie przyszedł? Wolała nie
roztrząsać tej kwestii zbyt szczegółowo.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Teraz idziemy? – zwróciła się do ciotki.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Teraz tak – odparła Greta. Skierowały się w stronę wyjścia. –
I słuchaj czasem starszych, Marie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
O co ci chodzi? – Dziewczyna spojrzała na nią zdekoncentrowana.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Mówiłam, żeby poczekać, bo on przyjdzie. I miałam rację.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Mam się czuć źle z tego powodu? – W stosunku do Grety Marie
nadal była w bojowym nastroju. Albo chciała przykryć w ten sposób
to dziwne uczucie, jakie na krótką chwilę zagościło w niej po
odejściu Petera...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie. – Greta dla odmiany była zupełnie spokojna. Aż nadto. –
Po prostu bądź czasem bardziej cierpliwa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jestem cierpliwa. Tylko nie lubię się komuś... wyrzuc... narzucać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Peterowi byłoby przykro, gdybyśmy nie czekały.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Bo ty akurat wiesz, co siedzi mu w głowie!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Greta
zrobiła minę sugerującą, iż, owszem, wie, a przynajmniej się
domyśla, ale Marie nie zwróciła na to uwagi. Była zła.
Wiedziała, że szybko jej to minie, jednak na razie nie miała
ochoty rozmawiać z Gretą. Nie znosiła być do czegokolwiek
przymuszana, a w zaistniałej kilkanaście minut wcześniej sytuacji
ciotka w swoisty sposób zmusiła ją do czekania na Petera. To, że
finalnie Greta miała rację, wcale nie poprawiało Marie nastroju.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
W
milczeniu opuściły teren skoczni i szły w kierunku parkingu.
Sprzedawcy gadżetów powoli zwijali już swoje stragany, tylko
punkty gastronomiczne wciąż cieszyły się popularnością. Gretę
i Marie minęła grupka rozentuzjazmowanych nastolatek, pokazujących
sobie wzajemnie łupy w postaci kart z autografami skoczków.
Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Lubisz go.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie,
pochłonięta swoimi myślami, dopiero po kilku sekundach
zorientowała się, że Greta coś powiedziała.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Kogo?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Petera oczywiście. Lubisz tego chłopaka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nawet jeśli, to co z tego? – Marie wzruszyła ramionami. –
Lubię wiele osób. A jego znam dwa dni. O co ci znów chodzi?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
O nic. Tak po prostu stwierdzam fakt. I on też chyba cię lubi. Dał
ci numer telefonu, zaprosił do znajomych na tym całym Facebooku...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To nic nie znaczy. – Marie nie była do tych słów całkowicie
przekonana, ale nie miała ochoty analizować każdego słowa, gestu
i uśmiechu Petera Prevca, bo by zwariowała. Albo, nie daj Boże,
zaczęła go postrzegać jako wielkiego sportowca, który raczył
spojrzeć na nią maluczką. I nie chciała wyobrażać sobie czegoś,
czego z pewnością nie ma, na przykład zalążków przyjaźni z
jego strony. Lepiej było zostawić sprawy własnemu biegowi i nie
obiecywać sobie zbyt wiele.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ty, Marie, płyniesz przez życie. – Greta z pewną dezaprobatą
pokręciła głową. – Nie walczysz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
O czym ty mówisz, do licha? – Spojrzała na ciotkę z
niedowierzaniem. – O co mam walczyć? O Petera?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Na przykład.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie jestem jedną z jego fanek – odparła zimno.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie jesteś, zgoda. Fankom nie daje numeru telefonu. – Greta
uczepiła się swojego koronnego argumentu. – Myślę, że mu się
podobasz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
zrobiła minę pod tytułem „Ty chyba zwariowałaś!”, ale
jednocześnie... o dziwo, ta myśl nie wydała się jej nieprzyjemna.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Na pewno nie – odpowiedziała mimo to.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Kto wie... A on tobie?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Czy mi się podoba? Nie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dlaczego?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Powiedzmy... nie jest w moim typie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
To
nie była stuprocentowa prawda. Peter był na swój sposób
interesujący i gdyby Marie dogłębnie się nad tym zastanowiła,
stwierdziłaby, że wiele jego cech mogłoby się jej podobać,
jednak miała dość aluzji w wykonaniu Grety. To mogło być zabawne
przez chwilę, ale powtarzane po raz piętnasty stawało się
irytujące. Na dodatek ciotka stwarzała wrażenie, jakby dwa dni
temu zajrzała w jakąś szklaną kulę i zobaczyła w niej bratanicę
i Petera Prevca w ślubnych strojach przed ołtarzem. I na podstawie
tej wizji za swą misję dziejową uznała dowleczenie ich tam.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
On dzisiaj wyjeżdża – powiedziała Marie, gdy wsiadały do
samochodu. – A ja niedługo potem. Pewnie nigdy więcej się nie
spotkamy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Greta
uśmiechnęła się pod nosem, zamykając drzwi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Kto wie, Marie. Kto wie. </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.95cm;">
* * * </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Przez
następne kilka dni Marie Asther nie miała zbyt wiele czasu, by
myśleć o Peterze Prevcu. Od czasopisma, z którym współpracowała,
dostała niespodziewane zlecenie, którego termin realizacji był
wyjątkowo krótki. Większość czasu spędzała zatem na tarasie, z
laptopem na kolanach, w towarzystwie leniwego kocura ciotki Grety.
Jako dziecko Marie miała alergię na koty, jednak najwyraźniej jej
to minęło, gdyż obecność Wladimira, zwanego Wladim (skąd, do
cholery, takie imię?!) w żaden sposób na nią nie działała.
Trochę za to doskwierał jej brak specjalistycznych słowników,
które zostały w Tuluzie, ale jakoś mozolnie brnęła do przodu,
niekiedy konsultując się przez Skype'a z kolegą.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
W
zasadzie atmosfera Willingen sprzyjała pracy. Z prostego powodu: nie
było tutaj nic ciekawego do roboty. Samochód Marie odstawiła do
mechanika, zatem nie mogła nawet zwiedzić dokładnie okolicy.
Wybrała się tylko pociągiem na jeden dzień do Kolonii, bo miała
sentyment do tego miasta i chętnie zobaczyła je ponownie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Greta
nie miała nic przeciwko pobytowi bratanicy w Willingen, wręcz
przeciwnie: chętnie by ją zatrzymała na całe lato. Marie nie
dziwiła się jej. Greta nie była typem osoby lubiącej samotność,
a praca, sąsiadki i przyjaciółki nie zmieniały faktu, że wracała
do pustego domu. Bo Wladimir nie był zbyt rozmowny, chyba że
dopominał się miski.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
A
Marie traktowała wizytę w Willingen jako swego rodzaju wakacje.
Senne miasteczko było świetnym odpoczynkiem od gwarnej, zatłoczonej
i wyjątkowo upalnej latem Tuluzy. A jako bonus przyniosło
niespodziankę w postaci poznania pewnego słoweńskiego skoczka
narciarskiego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
A
propos Petera: rozmawiała z nim przez chwilę we wtorek po
weekendzie zawodów w Willingen; wymienili dosłownie kilkanaście
zdań na Facebooku. Marie sama odezwała się do niego, po tym, jak
zobaczyła wpis <i>„</i><i>Willingen 2016: skoki takie sobie, za to
bardzo dobra kolacja ;)”</i>. Okazało się, że Peter wrócił do
Słowenii, wypoczywał i trenował przed kolejnymi zawodami, mającymi
odbyć się dwa tygodnie później również w Niemczech, w
Klingenthal.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
„<i>Nie
masz tam przypadkiem jakiejś ciotki?”</i>, zażartował.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Potem
pisali ze sobą jeszcze dwukrotnie – żadne wielkie epopeje, raczej
krótkie rozmówki w stylu „Co słychać? Jak ci minął dzień?”
Marie zauważyła, że Peter jest znacznie swobodniejszy podczas
rozmów facebookowych niż tych prowadzonych w cztery oczy. Pewnie
dlatego, że taką internetową konwersację mógł przerwać w
każdej chwili...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Greta
nie poruszała już tematu Petera Prevca, co odrobinę Marie dziwiło,
biorąc pod uwagę zaangażowanie, jakie ciotka wykazywała podczas
niedzielnych zawodów w Willingen. Kiedy Marie powiedziała, że
rozmawiała ze skoczkiem na czacie, Greta skomentowała to krótkim
„Fajnie, pozdrów go ode mnie następnym razem”. I tyle. Ta nagła
obojętność była zaskakująca, ale Marie nie chciała wnikać.
Może faktycznie Greta przyjęła wreszcie do wiadomości, że ze
znajomości bratanicy ze Słoweńcem „dzieci nie będzie”?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Wtorek,
2 sierpnia, nie różnił się dla Marie od większości dni
spędzonych w Willingen. Siedziała akurat na tarasie z laptopem na
kolanach, popijając sok i wprowadzając ostatnie poprawki do
artykułu, który niedawno skończyła tłumaczyć. Był nudny jak
diabli i dziewczyna niemal przy nim zasypiała, ale musiała uporać
się z tym najdalej do czwartku. Męczyła się właśnie nad trzecią
stroną (z dziewięciu), gdy zadzwonił telefon. Zerknęła na
wyświetlacz, ale numer był jej zupełnie nieznany, na dodatek
wyglądał na zagraniczny.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Pewnie
znowu jacyś naciągacze. </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Przesunęła
palcem po ekranie, rozłączając się. Po chwili dźwięk rozległ
się ponownie. Marie zmarszczyła brwi. Co jest, kurczę? Tym razem
poczekała, aż sam się rozłączy. Namolnego osobnika złapała
poczta głosowa, ale nic nie nagrał. Gdyby dzwonił ktoś w sprawach
zawodowych, zostawiłby wiadomość. Za dosłownie kilka minut
sytuacja powtórzyła się.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jasna cholera, o co tu chodzi? – mruknęła. A po chwili wahania
odebrała. – Słucham?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Po
drugiej stronie przez kilka sekund panowała cisza, aż wreszcie ktoś
odezwał się. Niezbyt perfekcyjnym angielskim.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Czy rozmawiam z Marie Asther?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Głos
należał ewidentnie do jakiegoś chłopaka, który na dodatek znał
jej imię i nazwisko i ewidentnie nie był Francuzem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A kim pan jest? – Wolała chwilowo nie potwierdzać danych.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Z tej strony Domen Prevc. Brat Petera.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zaskoczenie
Marie nie mogło być większe nawet gdyby rozmówca oświadczył, że
jest samym Leonardo DiCaprio.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Och... Cześć. Tak, rozmawiasz z Marie. Skąd masz mój numer?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Może
zachowywała się nieco bezpośrednio mówiąc mu na „ty”, ale
przecież nie będzie zwracać się do nastolatka per pan.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Spisałem z telefonu Petera. Wiem, że to nie fair, ale mam ważną
sprawę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Stało się coś? – zaniepokoiła się.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nic z Peterem, spokojnie. – Wyczuła w głosie Domena zabawne nuty.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A zatem?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jesteś jeszcze w Willingen?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak. A o co chodzi?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To świetnie się składa, bo mam dla ciebie propozycję. Tylko
Peterowi ani słowa!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
______________________</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Dobra,
koniec tych poprawek, bo za moment oszaleję! W mojej osobistej
ocenie ten odcinek jest... dziwny. Nierówny. Ma fragmenty lepsze i
gorsze.
</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Całą
pierwszą część, obejmującą sobotę, napisałam już jakiś czas
temu. W pierwotnej wersji Peter sam miał zaprosić Marie, by poznała
resztę słoweńskich skoczków (ten fragment był napisany wcześniej
niż scena kolacji), ale doszłam do wniosku, że on z własnej woli
by tego nie zrobił :P Nie chciałby narażać się na złośliwe
komentarze kolegów, że przygruchał sobie jakąś pannę :P A że
szkoda mi było tej sceny, to wymyśliłam, że Marie sama go o to
zapytała. Mam ochotę ją zabić za to, że potem o wszystkim
zapomniała, ha ha. Ale przynajmniej miała trochę wyrzutów
sumienia. Co nie zmienia faktu, że nie lubię jej w tym odcinku ;D
</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Na
życzenie ElusivE_ArtisT kot dostał imię (akurat miałam włączone
TV i leciało coś o Putinie, hahahaha). Ja też kocham koty, a Marie
„dostała” po mnie uczulenie na sierściuchy w dzieciństwie^^</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Dobra,
dość tych głupot. Dziękuję wszystkim za komentarze i mam
nadzieję, że nowy odcinek w miarę się podobał :)</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
</div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">PS.
Oczywiście, ponieważ akcja odcinka ma miejsce latem 2016 r.,
wszystkie wyniki, metry, miejsca zajmowane przez zawodników itp. są
zmyślone od A do Z. Podobnie jak informacja o prywatnym koncie
Petera na FB – nawet jeśli takowe posiada, mi nic o tym nie
wiadomo ;P</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
</div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">PS
2. Do kolejnego odcinka mam napisaną jedną scenę z Peterem i
Domenem, ale to niestety jakaś 1/3 odcinka, może trochę więcej.
Reszty (całego początku) niestety jeszcze nie ma, zatem nie wiem,
kiedy pojawi się nowa część. Mam nadzieję, że wena dopisze ;)
</span></div>
Miriahttp://www.blogger.com/profile/08963541957390935232noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-2717951429705949361.post-50855796684578747402016-03-27T21:28:00.000+02:002016-03-27T21:28:02.523+02:00Odcinek 4
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.95cm;">
* * *</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
I
wszystko było pięknie aż do godziny dwudziestej drugiej. Mniej
więcej. Wtedy to rozdzwonił się telefon Grety. Nie było w tym nic
szczególnego – panią Scholle znano w miasteczku lepiej niż
wszystkich lekarzy razem wziętych i czasem zdarzało się, że ktoś
ją wzywał w szczególnych przypadkach. Greta przeprosiła na chwilę
Marie i Petera i wyszła z pokoju. A gdy wróciła, atmosfera
wieczoru uległa gwałtownej zmianie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Przepraszam was, moim drodzy, ale będę musiała wyjść.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Co takiego? – Marie wytrzeszczyła oczy. Peter też wyglądał na
lekko skonsternowanego. – Dokąd?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dziecku jednej z pacjentek trochę spieszy się na świat. Dzwonił
przyszły tata, całkiem spanikowany. Muszę jechać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ty chyba żartujesz! Powiedz, że masz gości.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
I co, facet ma zakomunikować synkowi „Sorry, mały, musisz trochę
poczekać, bo pani położna akurat gości słynnego skoczka
narciarskiego”? Bądź poważna, Marie!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
zrobiło się głupio, więc chwyciła się innego argumentu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Piłaś alkohol. Jak pojedziesz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Już po mnie jedzie siostra pani Tolemann. A wypiłam tylko kieliszek
wina. Zresztą nie mam czasu na dyskusje. Peter, przepraszam cię
bardzo.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Spokojnie, rozumiem – uśmiechnął się niewyraźnie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Greta
nie czekała już na reakcję Marie, tylko szybko wyszła z pokoju,
kierując się do swojej sypialni, gdzie zarzuciła na siebie
pierwszy lepszy sweter i zaczęła sprawdzać zawartość podręcznej
torby lekarskiej.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Peter, ja też przeproszę na chwilę. – Marie pospieszyła za
ciotką. Nieco oszołomiony Prevc został sam przy stole. – Jeśli
to jakiś podstęp, zabiję cię – syknęła do Grety, zamykając
za sobą drzwi, by Peter nie mógł słyszeć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jaki znów podstęp? Nie bądź dzieckiem, Marie. – Greta zajęta
była krzątaniną. – Dostałam telefon i muszę jechać, sama
słyszałaś.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ale to wygląda podje... podrzej... <i>F</i><i>uck!</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Podejrzanie?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Właśnie!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Wytłumacz to temu maluchowi. I nie klnij.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Gdyby
ktoś w tym momencie dał Marie do ręki granat, dziewczyna
uwolniłaby Willingen od Grety Scholle.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Czego ty się obawiasz tak naprawdę? – Greta zamknęła torbę i
spojrzała wreszcie na bratanicę. – Miałaś niejednego chłopaka,
na luzie podeszłaś do tego, że po rozstaniu z jednym z nich
zostałaś sama w obcym mieście, a tu boisz się posiedzieć z
młodszym od ciebie facetem przy stole i zjeść panna cottę? No
proszę cię!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Niczego się nie boję. Ale ty zostawić mi... mnie... mi... wszystko
jedno!, sama z Peterem w swoim domu. – Gdy Marie próbowała mówić
szybko, jej niemiecki był jeszcze gorszy niż zazwyczaj. – Po
prostu wyglądać to głupio.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Masz nieładne myśli. – Greta pogroziła jej palcem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Co??? – Dziewczyna aż zatrzęsła się z nerwów. – Nie mam
żadne myśli. Po prostu widzę, że on stresuje się przy obcy...ch.
Nie chcę tego!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Też jestem obca.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ale... ale w inny sens. – Marie nie umiała do końca wytłumaczyć,
o co jej chodzi. Nie tak szybko i nie w tym języku. Ale to uczucie
towarzyszyło jej od początku wieczoru: Peter był wyraźnie
zadowolony z towarzystwa Grety, bo jej obecność czyniła tę
kolację zwykłym towarzyskim spotkaniem, bez najmniejszych
podtekstów. I Marie była pewna, że gdyby, zapraszając skoczka do
domu, nie wspomniała o ciotce, ten za żadne skarby nie zgodziłby
się przyjść. Wykręciłby się czymkolwiek, choćby brakiem
odpowiednich butów czy pogrzebem chomika. A teraz Greta chciała
odstawić taką akcję i postawić ich oboje – Marie i Petera – w
niezręcznej sytuacji.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dasz sobie radę. Oho – Greta nastawiła ucha – chyba siostra
pani Tolemann podjechała. Idę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Greta
złapała swoją torbę i wyszła z pokoju, a wkurzona Marie za nią.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jeszcze raz cię przepraszam, Peter. – Pani domu zajrzała po raz
ostatni do salonu. – Obowiązki wzywają.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie ma problemu. – Prevc uniósł się zza stołu. Starał się
być dżentelmenem, nawet jeśli w tej chwili czuł się niczym na
karuzeli. – Było mi bardzo miło panią poznać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Mi ciebie również. Zostawiam cię w rękach Marie – uśmiechnęła
się. – Niestety deser będziecie musieli skonsumować we dwójkę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Chęć
posiadania granatu urosła w Marie do niespotykanych w jej
dotychczasowym życiu rozmiarów.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dobranoc, Peter.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ehm... dobranoc.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Greta
wyszła dokładnie w tym samym momencie, w którym rozlegał się
dzwonek do drzwi. Po chwili czarne Renault Megane odjechało szybko
spod numeru cztery przy Rosenstrasse.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
zamknęła za ciotką, po czym wzięła powolny, głęboki oddech.
Okej, zatem została sama z niemal obcym chłopakiem. Nie, nie bała
się. Peter nie wyglądał na człowieka, gotowego zrobić
komukolwiek krzywdę. Chodziło o coś innego: ciotka – świadomie
lub nie – postawiła ją w bardzo głupiej sytuacji. Peter mógł
wręcz podejrzewać, że to wszystko zostało ukartowane. Dwoje
młodych ludzi sam na sam w pustym domu. No fantastycznie! Ale Marie
nie była głupią trzpiotką, tylko świadomą siebie kobietą,
umiejąca radzić sobie w różnych sytuacjach.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Skierowała
się z powrotem do salonu, gdzie Peter spojrzał na nią nieco
speszonym wzrokiem, chociaż starał się uśmiechać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Taaa, to by było na tyle, jeśli chodzi o moją kochaną ciotunię.
– Dziewczyna klapnęła na krzesło. – Jeszcze wina?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
W
opinii Marie Peter wyglądał w tym momencie, jakby się zastanawiał,
czy już uciekać, czy jeszcze chwilę poczekać na rozwój sytuacji.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Och, daj spokój, nie zwracaj uwagi na jej gadanie. – Nie czekając
na decyzję skoczka, dolała mu czerwonego trunku do kieliszka. –
Bez głupich aluzji nie przeżyłaby jednego dnia. Kocham ją, jest
wyjątkowa, ale czasem... ech... Plus jest taki, że nie musimy się
już mordować z niemieckim.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Wypijmy za to. – Peter najwidoczniej uznał, że nie ma powodu
dawać nogę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Stuknęli
się kieliszkami.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Może włączymy jakąś muzykę? – zaproponowała Marie. – Nie
lubię kolacji bez muzyki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Chętnie. A co masz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Zaraz sprawdzę, co zabrałam. Bo ciotka ma pewnie same bawarskie
szlagiery rodem z Oktoberfest.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
stwierdził, że uwielbia sposób, w jaki Marie mówi o Grecie. W
tych drobnych złośliwostkach kryło się tak naprawdę sporo
czułości. Widać było, że dziewczyna bardzo lubi tę nieco
zwariowaną, impulsywną kobietę, z całym jej dobrodziejstwem
inwentarza w postaci zagraconego salonu, rudego kocura – który
zdążył rozpanoszyć się na kanapie – oraz kiepskiego gustu
muzycznego. A i Greta zdawała się kochać Marie, mimo iż tyle je
dzieliło pod różnymi względami.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Z
głośników popłynęła muzyka Emeli Sande, a Marie przyniosła z
kuchni przygotowany wcześniej deser.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie wiem, czy lubisz – powiedziała wesoło, stawiając przez
Peterem pucharek wypełniony panna cottą ozdobioną malinami – ani
czy możesz, ale zaryzykuję.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
roześmiał się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jestem tak objedzony, że jutro spadnę chyba na pięćdziesiątym
metrze, ale to wygląda zbyt smakowicie, żebym sobie odmówił.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Cieszę się. – Marie wbiła łyżeczkę w swój deser i
spróbowała trochę. – Hmm, nawet znośnie mi wyszła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Słodycze, wino.... – Prevc pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Gdyby mój trener widział mnie w tym momencie, chyba by dostał
zawału.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Wie, że tu jesteś?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Informowałem, że wychodzę wieczorem „na miasto”, a o szczegóły
nie pytał. Pewnie myślał, że idę gdzieś z chłopakami.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ufa ci.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Zapracowałem na to. – Peter puścił Marie oczko. – W drużynie
jestem ten grzeczny i poukładany.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
I wyjątkowo skromny – zachichotała dziewczyna. – Ale chyba nie
aż taki grzeczny, skoro naściemniałeś trenerowi, że wybywasz z
kumplami, a tymczasem spędzasz wieczór z dwoma obcymi babami. No,
teraz już z jedną.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi, nabierając
jednocześnie kolejną łyżeczkę słodkiego deseru. Znów poczuł
się niepewnie. Czy Marie próbowała z nim flirtować? Nie chciał,
by tak było. Jak miał reagować? Nigdy nie czuł się mocny w
takich towarzyskich gierkach i nie lubił ich, a ponadto... wszystko
było jeszcze zbyt świeże, by próbować kogoś poznać. Nie miał
tego w planach.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Maybe
you could stay a bit longer, I could try a bit harder, we could make
this work...,</i> śpiewała Emeli swoim czystym głosem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Akurat,</i>
pomyślał Peter. <i>Czasem nie ma już sensu próbować i nie da się
starać bardziej... </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
wyczuła zmianę nastroju i szybko zrozumiała, że nieświadomie
zabrnęła w obszary, po których on zdecydowanie nie miał ochoty
się poruszać. Lepiej było wrócić na neutralne grunty.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Opowiedz mi coś o swoim rodzeństwie – powiedziała. – Naprawdę
obaj twoi bracia skaczą?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak. – Peter od razu się uśmiechnął, nawet jeśli trochę
zaskoczyła go ta nagła zmiana tematu. – Cene teraz już raczej
okazyjnie, bo zaczął studia, ale Domen, ten młodszy, wsiąknął
na dobre. Nawet jest tutaj, w Willingen.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
O kurczę, bomba! To chyba fajnie jeździć z bratem na zawody, nie?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
W pewnym sensie – Peter skrzywił się lekko. – Ale ja i Domen
mamy zupełnie inne charaktery, więc czasem nawzajem doprowadzamy
się do szału.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dlaczego?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ja cenię sobie spokój, wieczorami lubię poczytać książkę albo
obejrzeć film, wyciszyć się przed zawodami... A on non stop gada,
wygłupia się, a za ulubioną rozrywkę ma przeglądanie, co jego
fanki wrzuciły na snapchata.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
zrobił minę dobitnie sugerującą, co sądzi o zachowaniu brata, za
to Marie zaśmiała się.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ile on ma lat?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Siedemnaście.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Więc co się dziwisz? To chyba naturalne dla obecnych nastolatków.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Może i tak, ale jak się chce być profesjonalnym sportowcem, to
trzeba mieć trochę bardziej poukładane we łbie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie przykłada się do treningów?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nawet nie o to chodzi... Widzisz – Peter westchnął głęboko,
jakby się zastanawiał, w jaki sposób wyrazić to, co ma na myśli
– Domen niewątpliwie ma talent, wszyscy to mówią. Ale czasem mam
wrażenie, że za bardzo na tym talencie polega. I tylko na nim.
Tymczasem skoki narciarskie to dość złożona i wymagająca
dyscyplina.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jak chyba większości sportów.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Owszem, ale w skokach liczą się sekundy lub wręcz ich ułamki.
Piłkarz czy koszykarz, nawet jeśli popełni błąd, ma jeszcze
kilkadziesiąt minut meczu, by go naprawić. Może przykryć jedną
wtopę wieloma udanymi akcjami. A skoczek narciarski nie ma tej
możliwości. Popełnisz błąd przy wyjściu z progu, niewłaściwie
ułożysz narty w locie, nie zapanujesz nad podmuchami wiatru – i
jest pozamiatane. Sekundy decydują o wszystkim. Jeszcze kit, jak
tylko zawalisz zawody, gorzej, że można zrobić sobie krzywdę.
Brawura naprawdę nie popłaca... Przepraszam, pewnie cię zanudzam
na śmierć...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nieprawda! – Marie zaprotestowała gorąco. – Bardzo ciekawie
opowiadasz. Lubię dowiadywać się nowych rzeczy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
upił nieco wina z kieliszka.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Marie, mogę cię o coś zapytać?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jasne.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Mówiłaś, że nie jesteś wielką kibicką skoków... Nie,
spokojnie, to nie zarzut. Po prostu zastanawiam się... Jakim cudem
rozpoznałaś mnie wtedy na szosie? – Petera kwestia ta nurtowała
w zasadzie od początku wieczoru, od chwili, gdy jeszcze w
towarzystwie Grety rozmawiali o skokach. Wcześniej podejrzewał
nawet, że Marie kłamie i jednak jest fanką, jednak podczas kolacji
okazało się, że faktycznie nie do końca orientuje się w tej
dyscyplinie sportu. Zatem w jaki sposób...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
zdusiła śmiech.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Koszulka z inicjałami.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
zrobił wielkie oczy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Twoja koszulka. Niebieskie litery PP – pospieszyła z
wyjaśnieniami, a jej oczy błyszczały wesoło. – Zdradziłeś,
że przyjechałeś na zawody i że jesteś ze Słowenii. Na tyle
łapię się w temacie, by znać słoweńskiego skoczka o inicjałach
PP.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Prevc
chwilowo zaniemówił. Jasny gwint, dobra była!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ty też jesteś spostrzegawczy – powiedziała, widząc jego
reakcję. – Ten tekst o francuskim aucie na francuskich
numerach... Byłam pod wrażeniem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Teraz
mogła mu powiedzieć, bo sama go zaskoczyła swoją zdolnością
dostrzegania detali i wyciągania logicznych wniosków. Wynik: jeden
do jednego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Wypijmy za nasze wielkie umysły. – Rozbawiona Marie wyciągnęła
w stronę Petera kieliszek.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Spełnił
toast. <i>Boże, wystarczy, bo jutro próg zobaczę potrójnie...</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Od
wina zrobiło mu się ciepło, a na blade zwykle policzki wstąpiły
lekkie rumieńce. Zazwyczaj unikał alkoholu, pił symbolicznie na
różnych imprezach po zawodach albo oficjalnych konferencjach
sportowych, ale prywatnie rzadko sięgał po napoje procentowe. Ale
to wino było takie dobre...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
uśmiechała się lekko, patrząc na Petera, który trzymał w ręce
kieliszek. Miał bardzo ładne, szczupłe dłonie o długich palcach,
zauważyła to już wcześniej. Męskie dłonie stanowiły jej
słabość, zawsze zwracała na nie uwagę. Drugim takim elementem
były włosy – obowiązkowo dobrze utrzymane, najlepiej ciemne i
gęste. No i jeszcze figura – szczupła. Nie lubiła facetów,
którzy przesadzali z siłownią ani tak zwanych „misiaków”. Być
może zwracanie uwagi na wygląd nie było zbyt pozytywną cechą, a
według niektórych świadczyło wręcz o płytkim postrzeganiu
świata, ale Marie nie miała w związku z tym wyrzutów sumienia.
Faceci mogli otwarcie mówić, że lubią na przykład mające czym
oddychać blondynki, a kobiety nie mogły posiadać swojego typu
jeśli chodzi o mężczyzn? Gdzie tu sprawiedliwość?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Tak,
tak, miała traktować Petera neutralnie i po koleżeńsku. Ale
przecież popatrzeć mogła, nie?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Jednak
tak czy owak, uznała, lepszy będzie powrót do skoków
narciarskich. Ten temat był absolutnie bezpieczny. Wszak w facetach
na dwóch nartach, ubranych w wyjątkowo nietwarzowe, piankowe
kombinezony i z głowami wbitymi w kaski, nie było nic
pociągającego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
W sumie szkoda, że wujek G<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ü</span>nter
już nie żyje – powiedziała w pewnym momencie Marie. – Na
pewno chętnie by cię poznał. Słynny skoczek narciarski w jego
domu! Tęsknię za nim na swój sposób, wiesz? Mimo iż rzadko
bywałam w Willingen, to z G<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ü</span>nterem
zawsze miałam dobry kontakt. Nawet wtedy, kiedy ciągnął mnie na
skocznię i kazał dla picu kibicować Hannawaldowi – roześmiała
się.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ja tak dobrze dogadywałem się z dziadkiem. Też był fanem skoków,
w zasadzie on mnie zainteresował tą dyscypliną. Ale zmarł, jak
miałem piętnaście lat.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Na pewno teraz byłby z ciebie bardzo dumny – Marie uśmiechnęła
się ciepło. – Od dawna trenujesz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Zacząłem w podstawówce. Łącznie już jakieś... jedenaście lat?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Łał! A... hmm, ile ty w zasadzie masz lat, Peter?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Niedługo kończę dwadzieścia cztery. A... nie, nic.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ja dwadzieścia osiem, nie musisz się krępować, by zapytać. –
Puściła mu oczko. – Nie jestem jeszcze taka stara, by ukrywać
swój wiek.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Kobiety się o wiek nie pyta – próbował żartować.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ale dopiero od pewnego wieku, ha!... Czyli mówisz, że trenujesz od
jedenastu lat. Połowa twojego życia.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ale warto. Skoki to piękna dyscyplina, choć momentami loteryjna.
Chodzi właśnie o to, by dojść do takiego poziomu, aby w jak
największym stopniu ograniczyć wpływ czynników zewnętrznych na
skok. Wtedy nie liczy się wiatr, profil skoczni, padający śnieg,
mgła...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Wiesz, Peter – zamyśliła się Marie – jak tak opowiadasz o
skokach, to zaczynam myśleć, że w sumie chętnie bym się wybrała.
Tym bardziej, że jest lato i nie odmrożę sobie tyłka. Są jeszcze
bilety?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Pewnie są – uśmiechnął się Peter. Czuł swego rodzaju dumę,
że udało mu się zainteresować Francuzkę tą, było nie było,
dość mało popularną dyscypliną. – Nie zajmuję się tym, ale
mogę się dowiedzieć i... Wiesz co? Przyszło mi coś do głowy.
Tak naprawdę, po co ci bilet! Dam ci wejściówkę! I twojej cioci
też. Jak będzie chciała, to skorzysta.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Wpadł
na ten pomysł w ciągu sekund, ale był do niego stuprocentowo
przekonany. Tak, to będzie fajna forma podziękowania za doskonałą
kolację, a zarazem być może okazja, by jeszcze raz spotkać się z
Marie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Wejściówkę? – Dziewczyna była ewidentnie zaskoczona
propozycją. I entuzjazmem składającego ją. – Taką...
specjalną?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak. Mamy możliwość zapraszania znajomych, rodziny, czy kogo tam
chcemy. Takie osoby dostają akredytacje i wchodzą na specjalny
sektor, taki jakby... vipowski. Chyba że nie chcesz, to nie
zmuszam...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie, dlaczego? Chętnie się wybierzemy – rozpromieniła się
Marie. – A będę mogła poznać resztę waszej drużyny? Tak miło
o nich wcześniej opowiadałeś...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
ledwo zauważalnie przygryzł wargę. Cholera, jak przyprowadzi Marie
do boksu słoweńskich zawodników, chłopcy nie dadzą mu potem żyć.
Aluzjom nie będzie końca. Wolałby tego uniknąć, ale... nie
potrafił odmówić. I nie chciał odmówić.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jasne. Daj mi chwilkę, załatwię wszystko.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Wyciągnął
z kieszeni telefon, wybrał numer i po chwili zaczął mówić coś
po słoweńsku. Marie wydawało się, że rozmawia z jakąś kobietą,
ale nie była stuprocentowo pewna. Boże, ten słoweński język
brzmiał tak zabawnie!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Po
mniej więcej trzech minutach Peter odsunął swojego Samsunga od
ucha.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Marie – minę miał nieco zakłopotaną – trochę mi głupio, że
wcześniej nie zapytałem, ale... jak ty masz na nazwisko?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Och... Asther. Przez „th”.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dzięki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Z
dalszej rozmowy Marie zrozumiała tylko kilkakrotnie powtarzane
imiona swoje i Grety. Wreszcie Peter rozłączył się.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Załatwione! – uśmiechnął się dumnie. – Na ciebie i twoją
ciocię będą czekać akredytacje, możecie je odebrać jutro na
recepcji w Sporthotel.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Łał! Pełna pofeska i vipowskie traktowanie!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Za tę pyszną kolację należy wam się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jak będziemy tak wymieniać się dowodami wdzięczności, to
niedługo zafundujemy sobie nawzajem wczasy w tropikach i nowe
Porsche.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
parsknął śmiechem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Chociaż
znał Marie zaledwie od kilku godzin, zdążył już polubić jej
poczucie humoru. Inteligentne, ale nie nadmiernie wydumane. W ogóle
dobrze czuł się w jej towarzystwie, mimo momentów onieśmielenia.
W pewnym sensie sam się sobie dziwił. Zwykle nie wchodził w
bliższe relacje towarzyskie z dopiero co poznanymi ludźmi. Jego
krąg znajomych był dość wąski, praktycznie ograniczał się do
kolegów ze szkoły średniej i ze skoczni. Ciężko przychodziło mu
nawiązywanie nowych relacji. A z Marie złapał dość szybki
kontakt. Może dlatego, że Francuzka nie traktowała go jak znanego
sportowca, tylko zwykłego chłopaka? Dla niej pewnie mógłby być
jakimś Helmutem Schmidtem, pracownikiem lokalnego Lidla, a
traktowałaby go tak samo, byle okazał się ciekawym towarzyszem
rozmowy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
I
Peter pewnie zostałby dłużej w domu przy Rosenstrasse, gdyby nie
to, że tuż przed dwudziestą trzecią odebrał SMS– a.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
Lani<span style="font-family: Times New Roman, serif;">š</span>ek.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Pero,
nie chcę truć ale Janus zaczyna węszyć więc lepiej wracaj. Chyba
że to kolacja ze śniadaniem to będę cię krył ;DD</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Ledwo
powstrzymał się od przewrócenia oczami. Jaki ten An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
jest powalony...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Jego
wesoły nastrój jednak się ulotnił, co nie uszło uwagi Marie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Coś się stało?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
No cóż... – westchnął. – Marie, naprawdę bardzo miło mi
się z tobą gawędzi, ale wychodzi na to, że muszę wracać. Kolega
napisał mi, że trener zaczyna niuchać. Wolę, żeby nie wiedział,
że dzień przed zawodami jestem gdzieś poza hotelem, zamiast
wypoczywać i dobrze się wyspać. – Pominął drugą część
SMS– a od An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e, bo była
zupełnie niedorzeczna.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Faktycznie, trochę się zasiedzieliśmy. – Marie zerknęła na
zegar wiszący na ścianie. – Mam nadzieję, że nie będziesz
miał przez to problemów.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jakoś się zakradnę – uśmiechnął się Peter.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Prevc
zadzwonił jeszcze po Katję, by po niego przyjechała (miał trochę
wyrzutów sumienia, że wyciąga dziewczynę o tak późnej porze,
ale sama mówiła, by dał znać, kiedy spotkanie dobiegnie końca) i
przyszła pora, by pożegnać się z Marie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dziękuję, to był naprawdę bardzo miły wieczór – powiedział,
gdy odprowadzała go do drzwi. – Podziękuj cioci i mam nadzieję,
że przyjdziecie jutro na zawody.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Na pewno – uśmiechnęła się dziewczyna. – Fajnie, że nas
odwiedziłeś.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Słuchaj, tak sobie pomyślałem... – Był wyraźnie zakłopotany,
ale Marie cierpliwie czekała. – Może nie powinienem tego robić,
ale w jakiś sposób ci ufam i... Dasz mi swój numer telefonu? Ja
dałbym ci swój. Moglibyśmy zgadać się na chwilę po konkursie...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Boże,
to brzmiało, jakby po udanej randce prosił ją o kolejne spotkanie!
Zwykle nie robił takich rzeczy, nie dawał obcym osobom namiarów na
siebie, nie wpuszczał ich tak szybko do swojego świata, ale Marie w
zadziwiający sposób wzbudzała w nim zaufanie. Gdzieś w głębi
serca czuł, że następnego dnia nie odnajdzie swojego numeru
telefonu w różnych zakątkach internetu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie,
lekko zdziwiona zaufaniem, jakie jej okazuje, podała mu swój numer
bez słowa komentarza, a potem wpisała w swoją książkę kontaktów
dyktowane przez Petera cyfry. „Peter P.” zapisała. Może niezbyt
oryginalnie, ale przynajmniej nikt się nie zorientuje, o kogo
chodzi.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Niedługo
potem pod dom na Rosenstrasse 4 podjechał samochód.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To chyba po ciebie. – Marie wyjrzała przez szybkę w drzwiach.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak. W takim razie... ehm, do zobaczenia. I jeszcze raz dzięki za
kolację.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Do zobaczenia, mam nadzieję. – Przytuliła go lekko. Boże, był
taki chudy! Peter, wyczuła to, spiął się mimowolnie, ale oddał
nieśmiały uścisk.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dobranoc. – Wydawał się zakłopotany.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dobranoc. – Pożegnała go uśmiechem i pokiwała na do widzenia,
gdy wychodził w ciepłą, lipcową noc.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
I jak było? – zapytała Katja, gdy jechali przez ulice Willingen.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
przypomniał sobie pyszną kolację, dobre wino, które nadal lekko
szumiało mu w głowie, zabawną, gościnną Gretę, a nade wszystko
uśmiechniętą Marie w tej ciemnozielonej sukience.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Było bardzo... sympatycznie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Katja
tylko uśmiechnęła się pod nosem. </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
____________________</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Uff,
wymęczyłam ;) Nareszcie zjedli tę diabelną kolację i mogą iść
spać – oczywiście każde do swojego łóżeczka ;)
</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Nawet
nie sądziłam, że powyższy odcinek wyjdzie taki długi. Problem z
nim polegał na tym, że miałam konkretne informacje, które musiały
paść w tej części, a jednocześnie całość musiała mieć jakiś
logiczny ciąg. Zatem pisałam poszczególne fragmenty, a potem
uzupełniałam „dziury”, czasem dość sporo zmieniając, bo się
powtarzałam, zwłaszcza w opisach uczuć, myśli i emocji bohaterów.
Koszmar!</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Jednocześnie
Marie i Peter są dla siebie praktycznie obcymi ludźmi, więc nie
mogą zwierzać się sobie z przeszłości, tajemnic, emocji itp.;
muszą rozmawiać na w miarę neutralne tematy. Zwłaszcza że Petera
kreuję na osobę raczej zamkniętą w sobie i nieufną w stosunku do
obcych (zadanie ułatwione – on chyba faktycznie taki jest :P ),
więc tym bardziej nie będzie zupełnie otwarty w stosunku do
dziewczyny, która dodatkowo w jakiś sposób go onieśmiela.
</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Zbierając
moje wywody zusammen do kupy: mam nadzieję, że jakoś znośnie ten
odcinek wygląda :P</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Miałam
do tej części napisane inne zakończenia, ale stwierdziłam, że
byłoby za dużo grzybów w barszczu. I ucięłam w taki sposób.</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Dziękuję
za komentarze, zwłaszcza Tobie, ElusivE_ArtisT, że chce Ci się
pisać tak szczegółowe analizy :D Po Twoim opowiadaniu widać, że
znasz się na robocie, czyt.: pisaniu. A tak a propos, kiedy nowa
część Odchodzę, bo kocham? ;)</span></div>
<span style="font-size: x-small;">
</span><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Zresztą
wszystkim Wam dziękuję :) Motywujecie mnie do pisania :))</span></div>
Miriahttp://www.blogger.com/profile/08963541957390935232noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-2717951429705949361.post-33981683756219009092016-03-19T16:51:00.001+01:002016-03-19T16:51:48.380+01:00Odcinek 3
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.95cm;">
* * * </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
musiał przyznać, że Katja w kwestii zakupów spisała się
znakomicie. Kupiła mu ciemnoszare spodnie, białą koszulę z
czarnymi lamówkami oraz jaśniejszą od spodni marynarkę w
delikatną kratę. A także butelkę wina („Nie wypada iść z
pustymi rękoma”). Buty trochę cisnęły w placach, ale Peter
uznał, że wytrzyma. Wszak to tylko kolacja, a nie wyprawa w góry.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Fiu, fiu! – An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
akurat wyszedł z łazienki i zlustrował kolegę wzrokiem od stóp
do głów. – Odstrzelony jak szczur na otwarcie kanału.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Odwal się. – Peter jeszcze szybko przeczesywał włosy. Była już
dziewiętnasta czterdzieści, a on nie znosił spóźnień.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Miłej zabawy, he, he.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zabrzmiał
to mocno dwuznacznie (w ustach An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
Lani<span style="font-family: Times New Roman, serif;">š</span>ka WSZYSTKO brzmiało
dwuznacznie, taki wiek), ale Peterowi nie chciało się już
dyskutować. Sugestywnie przewrócił tylko oczami, zabrał wino i
wyszedł.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Na
miejsce zawiozła go niezastąpiona Katja.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jak będziesz chciał wracać, zadzwoń. I udanego wieczoru.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dzięki. Do zobaczenia.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
wysiadł z samochodu i rozejrzał się ciekawie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Dom
ciotki Marie sprawiał wrażenie bardzo przyjemnego miejsca.
Parterowy, z pochyłym dachem i starannie wypielęgnowanym trawnikiem
(jak wszystkie tutaj, Niemcy mieli hopla na tym punkcie). Kolorytu
dodawały mu klomby kwiatów, które teraz, pod koniec lipca, kwitły
wszystkimi barwami. Nad gankiem wisiała lampa w żeliwnej oprawie, a
na jednym z parapetów wygrzewał się w ostatnich promieniach
letniego słońca rudy kocur. Futrzak obrzucił Petera zaciekawionym
spojrzeniem bursztynowych oczu, ale chyba uznał chłopaka za niezbyt
fascynującego, bo nie ruszył się ze swojego miejsca.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
nie po raz pierwszy tego dnia zastanowił się, czy dobrze zrobił,
przyjmując zaproszenie Marie (i jego myśli nie miały nic wspólnego
z rudym kotem). W zasadzie nie znał ani tej dziewczyny, ani tym
bardziej jej ciotki. Był z natury osobą dość nieśmiałą i
ciężko przychodziło mu nawiązywanie kontaktów z ludźmi. Z Marie
rozmawiało mu się co prawda dobrze i dość swobodnie, ale tak
naprawdę Francuzka była dla niego zupełnie obca. Po powrocie z
treningu próbował co prawda – czując się z tym wyjątkowo
głupio i w wielkiej tajemnicy przed An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
– odszukać Marie na Facebooku, ale próba z góry była skazana na
niepowodzenie. Nie znał nazwiska dziewczyny, a osób o tym imieniu
były pewnie na Facebooku dziesiątki tysięcy, więc szybko dał
sobie spokój. Musiał zatem iść zupełnie w nieznane. Tymczasem
odwiedzanie kogoś w domu zawsze wydawało mu się dość intymne.
Lepiej było spotykać się na neutralnym gruncie. Ale może we
Francji istniały inne obyczaje?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Tak
czy owak, teraz było już zdecydowanie za późno, by się wycofać.
Nie mógł zdezerterować spod drzwi.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Boże, Peter, weź się w garść – mruknął do siebie. – To
tylko kolacja.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Nacisnął
dzwonek.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Otworzyła
Marie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Cześć – uśmiechnęła się szeroko. – Wejdź. Miło cię
widzieć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Mi ciebie również.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
wyglądała inaczej niż podczas ich spotkania na drodze. Miała na
sobie prostą, ciemnozieloną sukienkę i kolorowy naszyjnik. Kręcone
włosy rozpuściła, podpinając je tylko przy uszach. Całości
dopełniał lekki makijaż.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Proszę, to dla ciebie. – Peter wręczył jej przyniesione wino.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Naprawdę nie trzeba było. Ale dziękuję. A w ogóle, jaki ty
elegancki!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Starała
się powiedzieć to ostatnie zdanie żartobliwym tonem, ale prawda
była taka, że zrobił na niej spore wrażenie. Między myszowatym
chłopakiem w sportowym stroju, którego poznała na szosie, a
eleganckim mężczyzną, stojącym teraz przed nią, istniała wielka
różnica. Musiała przyznać, że w wyjściowym stroju prezentował
się bardzo korzystnie. Wysoki, szczupły, wyprostowany jak strzała.
Mimo, iż nieszczególnie przystojny, miał w sobie coś
interesującego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
poczuł się speszony. Nie był przyzwyczajony do komplementów,
jeśli nie dotyczyły jego osiągnięć sportowych. A już w
sytuacji, gdy pochwały wygłaszała młoda, ładna kobieta, od razu
w jego głowie odzywały się wszystkie dawne kompleksy, których
nadal nie do końca się pozbył i pojawiało się podejrzenie, że
ona mówi to, by z niego zadrwić.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Z
opresji wyratowało go pojawienie się w przedpokoju rudowłosej damy
w kremowej sukience.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Marie, może przedstawisz mnie swojego znajomemu?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Którego
znasz lepiej niż ja...</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Och, tak, oczywiście. – Marie przeszła na niemiecki. –
Ciociu, to jest właśnie Peter Prevc, o którymi... yyy, o którym...
ci opowiadałam. Peter, moja ciocia, Greta Scholle.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Bardzo mi miło. – Peter przywitał się uprzejmie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Nie
mówił tego wyłącznie z czystej kurtuazji. Greta faktycznie
wyglądała na sympatyczną, ciepłą osobę. Jej duże, niebieskie
oczy zdawały się być pełne radosnych iskierek. O ile przy Marie
mógł wykazywać pewne onieśmielenie, o tyle obecność Grety
napełniała go dziwnym spokojem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Zapraszamy na salony – uśmiechnęła się pani domu. – Mogę ci
mówić po imieniu?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A... tak, oczywiście. – Peter był trochę zaskoczony jej
bezpośredniością, ale po chwili uznał to za naturalne. Dla tej
damy mógłby być synem, więc sam czułby się głupio, gdyby
tytułowała go per pan.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Pokój
dzienny wyglądał na bardzo przytulne miejsce, nawet jeśli Peter
osobiście był zwolennikiem mniejszej ilości bibelotów w
mieszkaniu. Tutaj pełno było kwiatków w doniczkach, ramek ze
zdjęciami, świeczek, figurek i innych – jak to jego mama
określała – „kurzołapów”. Ciekawe, jakim cudem rudy kocur
nie urządził tu jeszcze totalnego pobojowiska.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Szlag by mnie trafił, gdybym miała tu sprzątać –
konfidencjonalnie szepnęła do Petera Marie, zauważywszy, że
chłopak dyskretnie rozgląda się po pokoju. – Nic tylko bombę
zrzucić na to wszystko.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Prevc
zdusił śmiech.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Co wy tam szepczecie? – wtrąciła Greta. – Mówcie normalnie i
w języku zrozumiałym dla ludzi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
My się rozumiemy, ciociu. -– Marie dopisywał humor.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
I bardzo mnie to cieszy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
znała swoją ciotkę już dość długo, by wyczuć, że za tymi
słowami kryje się coś więcej niż niewinne stwierdzenie, ale nie
dała po sobie nic poznać. Miała tylko nadzieję, że Greta będzie
zachowywać się „przyzwoicie” i daruje sobie niby niewinne
aluzyjki. Przestrzegała ją przed tym. Peter był dla niej obcym
człowiekiem i za żadne skarby świata nie chciała, by czuł się w
tym domu niekomfortowo.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Prosimy do stołu. – Greta wskazała Peterowi jego miejsce. –
Bardzo się cieszę, że Marie cię zaprosiła. W tym domu goście są
zawsze mile widziani. Chyba, że to listonosz z rachunkami. Rozgość
się, a ja pójdę przypilnować zupę. Marie nie bardzo ufam w tej
kwestii.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Dziewczyna
zrobiła minę pod tytułem „Zaraz ją zamorduję”, ale Peter
tylko się roześmiał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Kiepsko gotujesz? – Gdy rozmawiali we dwójkę, mógł mówić po
angielsku, co sprawiało mu widoczną ulgę. Znał ten język dużo
lepiej niż niemiecki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jeszcze nikogo nie otrułam. – Dziewczyna zajęła miejsce
naprzeciwko Petera, zostawiając krzesło u szczytu stołu dla
ciotki. – Umiem gotować dla siebie, bo wiem, co lubię. Ale gdyby
mi przyszło codziennie robić obiad dla czteroosobowej rodziny,
chyba bym się powiesiła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Zawsze podziwiałem moją mamę, że ogarnia taką rodzinę jak
nasza. Pod każdym względem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dużo masz rodzeństwa?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Czwórkę. Dwóch braci i dwie siostry, wszyscy młodsi ode mnie. I
trójka z nich też zajmuje się skokami, tylko Ema jest jeszcze za
mała.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Łał! Prawdziwa dynastia Prevców!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A ty masz rodzeństwo?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie. Ewentualnie jakieś przyrodnie, ale niewiele mi o tym wiadomo.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A...aha.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
nie wiedział, co mógłby odpowiedzieć. Ewidentnie sytuacja
rodzinna Marie była dużo bardziej zagmatwana niż jego, a nie
chciał być niedyskretny wypytując o szczegóły. Zdecydowanie zbyt
słabo się znali.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jak tam trening? – Marie wybawiła go z opresji. Zdążyła już
zorientować się, że Peter ma problem z rozpoczynaniem jakiegoś
tematu rozmowy, ale pociągnięty za język może mówić całkiem
długo i ciekawie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Wszystko z porządku. To nie jest moja ulubiona skocznia, ale nie
jest też najgorsza. Trochę się obawiałem, bo letnie zawody są tu
rozgrywane po raz pierwszy, jednak myślę, że dam radę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Cieszę się. I mam nadzieję, że przygoda z moim autem nie wpłynie
na twoją kondycję. Ja już zaczynam czuć, że boli mnie całe
ciało.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Greta
podała zupę, która na szczęście okazała się dobrym trafem w
smak Petera. Do kieliszków rozlano wino...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
i Greta szybko znaleźli wspólny język, ponieważ zmarły kilka lat
temu mąż pani domu, G<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ü</span>nter
Scholle, był wielkim kibicem skoków narciarskich. Marie przez
pewien czas czuła się nieco wyalienowana z rozmowy, ponieważ nie
bardzo orientowała się w tej dyscyplinie, nie pamiętała nazwisk,
rekordów i wydarzeń, ale i ona miała pewne wspomnienia związane
ze zmarłym wujkiem i jego pasją.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
G<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ü</span>nter miał jedną
wielką tajemnicę – śmiała się Greta. – Nie znosił Svena
Hannawalda, który w tamtym czasie był niemal bohaterem narodowym
Niemiec. Kibicował ten Polakowi... jak mu tam było?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Małyszowi? – podpowiedział Peter.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dokładnie! Ale za żadne skarby świata nie przyznałby się do tego
kolegom. Więc jak oglądali skoki razem, mój G<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ü</span>nter
przywdziewał na twarz pozę typowego patrioty i powtarzał „Tak,
tak, Hannawald to mistrz nad mistrze”.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
roześmiał się.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Pamiętam, jak kiedyś przyjechałam na zimowe ferie do Willingen, z
mamą – włączyła się Marie. – Wujek zabrał mi... mnie...
mnie, tak? Dobrze mówię?... Mnie na zawody, kupił flagę z twarzą
Hannawalda i powiedział: „Trzymaj i udawaj, że mu kibcu...
kibicujemy”.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
I co zrobiłaś? - zaśmiał się Peter.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Udawałam. Było mi wszystko jedno. I diabelsko zimno.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Kolacja
przebiegała w bardzo sympatycznej atmosferze. Marie zauważyła, że
z Petera uleciało jego początkowe onieśmielenie i okazał się
bardzo miłym towarzyszem. Chyba obecność Grety dodawała mu
otuchy. Dziewczyna czuła zadowolenie, że wpadła na pomysł
zaproszenia go do domu, bo gdyby siedzieli teraz we dwójkę w
jakiejś restauracji, z pewnością miałby większy problem ze
swobodnym zachowaniem. A tak śmiał się często i opowiadał różne
anegdoty związane ze skokami narciarskimi.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Wśród skoczków krąży takie powiedzonko – mówił, gdy Marie
akurat stawiała na stole sałatkę – że gdy masz dziewczynę,
skaczesz pięć metrów bliżej. Gdy żonę, dziesięć metrów
bliżej. A gdy żonę i dziecko, dwadzieścia metrów bliżej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A gdy dwoje albo więcej dzieci? – zapytała Marie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Wtedy najlepiej od razu odłożyć narty do lamusa i zostać
księgowym.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Obie
kobiety wybuchnęły śmiechem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A ty jak skaczesz? - Greta posłała mu spojrzenie znad kieliszka
wina.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ja?... - Nagle zrobił się dziwnie spięty. – Ja skaczę
najdalej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Greta
przymrużyła oczy i uśmiechnęła się lekko. Marie otaksowała
ciotkę wzrokiem. <i>Jeszcze jedno słowo.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Peter, może sałatki? – Za nic nie chciała, by atmosfera
„siadła”. – Ja robiłam, ale myślę, że da się zjeść.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Na
twarz chłopaka powrócił uśmiech.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
W takim razie chętnie skosztuję.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Przy
stole ponownie zapanował miły nastrój.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Marie, Peter tyle ci opowiedział o sobie, a ty jemu nic.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A czym tu się chwalić? Moje życie nie jest tak interesujące.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Przestań, chętnie posłucham.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zatem
Peter dowiedział się, że Marie mieszka w Tuluzie, na południu
Francji, chociaż pochodzi z Paryża. W stolicy kończyła studia w
zakresie lingwistyki stosowanej. Przeprowadzka do Tuluzy była
decyzją raczej spontaniczną; Marie pojechała tam dla swojego
chłopaka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Po czterech miesiącach mieszkania razem chłopak stał się byłym
chłopakiem – zaśmiała się. – Kłóciliśmy się o wszystko!
Wojna poranna, popołudniowa i wieczorna. W końcu oboje uznaliśmy,
że ten związek nie ma sensu. I to była chyba nasza jedyna zgodna
decyzja.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
patrzył na nią z uśmiechem. Co by dał, by w podobny sposób
podchodzić do kończących się związków...
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Ciotka
Gerta dla odmiany zrobiła nieco potępieńczą minę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ty się kiedyś doigrasz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A niby czemu? – Marie spoważniała. – Bo nie chcę być z kimś
za wszelki... wszelką cenę? Moi rodzice próbowali być ze sobą na
siłę i nic dobrego z tego nie wynikło.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
przesuwał wzrokiem od Grety do Marie, ale kobiety chyba się
zreflektowały i nie kontynuowały tematu problemów rodzinnych.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
W każdym razie – podjęła Marie – po rozstaniu z Adrienem
zostałam w Tuluzie. Spodobało mi się tam.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Od
tamtego momentu mieszkała sama, co bardzo sobie chwaliła. Mogła
zapraszać, kogo chciała, gasić światło, kiedy chciała, gotować,
co chciała i słuchać muzyki, jakiej chciała. Gdy miała ochotę
na kontakt z ludźmi, spotykała się ze znajomymi, ale na co dzień
nikt nie ograniczał jej przestrzeni życiowej.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
zdał sobie sprawę, jak bardzo różni są pod tym względem. On,
wychowany w licznej rodzinie, gdzie każdy miał swoje obowiązki i
panował z góry ustalony porządek i ona, która, ot, tak wyjechała
do obcego miasta, a po rozstaniu z partnerem mieszkała tam sama i
żyła według własnych zasad. Jego kariera skoczka narciarskiego, z
z góry rozpisanym harmonogramem treningów i zawodów kontra jej
praca tłumaczki, która co prawda musiała wywiązywać się z
określonych terminów, ale mogła to robić w każdym miejscu,
każdym czasie i według własnego planu zadań.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Czasem
Peterowi brakowało takiego luzu i odzywała się w nim żyłka
buntownika, by choć raz rzucić wszystko i jechać gdzieś przed
siebie, ale takie myśli szybko mijały. Może była to kwestia
wychowania? Może charakteru? A może narzuconej sobie
samodyscypliny? W każdym razie na pewno sporego realizmu życiowego,
bo wszystko, co osiągnął, zawdzięczał właśnie ciężkiej
pracy. Marie mogła pozwolić sobie na takie nagłe wolty w życiu,
on nie. Nigdy i... i dla nikogo. </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
_______________</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Odcinek bez szału, wymęczył mnie tragicznie. Początkowo miałam plan dociągnąć go aż do końca tej nieszczęsnej kolacji, ale uznałam, że muszę uciąć, by nie zwariować i nie wracać więcej do tego fragmentu. Nie uważam go za wybitnie tragiczny (gdybym tak myślała, nie wstawiłabym go), jednak daleko mu do perfekcji. Bywa, że jakieś kawałki pisze się lekko, wręcz od ręki i wychodzą dobrze, a praca nad innymi to istna orka na ugorze. Ten jest właśnie z gatunku owych wymęczonych. Pocieszam się tym, że nieco dalej mam napisane dwa fajne fragmenty :P</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Tak czy owak, miłego czytania:) </span></div>
Miriahttp://www.blogger.com/profile/08963541957390935232noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2717951429705949361.post-15429735763245036232016-03-11T22:59:00.000+01:002016-03-11T22:59:02.207+01:00Odcinek 2
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.95cm;">
* * *</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Do
swojego pokoju hotelowego wpadł jak burza.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
No wreszcie! – wykrzyknął współlokator Petera, młodszy od
niego o cztery lata An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
Lani<span style="font-family: Times New Roman, serif;">š</span>ek. – Gdzieś ty
był? Dzwoniłbym już dziesięć razy, gdyby nie to, że twój
telefon leży na biurku.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Sorry, zapomniałem. – Peter z marszu zabrał się do pakowania, a
raczej bezładnego wrzucania, wszystkich potrzebnych rzeczy do
sportowej torby. – Wziąłem rower i byłem pojeździć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
I co? Zgubiłeś się, że to tyle trwało?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie. Pchałem samochód.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
w tym momencie intensywnością wytrzeszczu oczu pobiłby nawet
Golluma z „Władcy Pierścieni”.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Co robiłeś??? Jaki samochód, na litość boską?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Citroena C3, niebieskiego, numer rejestracyjny AF-7... coś tam
dalej. – Peterowi dopisywał dobry humor.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
patrzył na kolegę z reprezentacji jak na skończonego świra.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Stary, ja wiem, że niektórzy podejrzewali, że ty coś łykasz, bo
tak zajebiście skakałeś zimą, ale ja im nigdy nie wierzyłem.
Lecz teraz chyba zacznę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
postanowił dłużej go nie dręczyć, tym bardziej, że jak za trzy
minuty nie znajdą się w hallu wejściowym, przy recepcji, narażą
się na gniew Żelaznego Gorana. W pośpiechu, nadal pakując swoje
rzeczy i przebierając się, opowiedział koledze całe niecodzienne
zdarzenie, jakie było jego udziałem. Oczywiście oglądnie, nie
wdając się w szczegóły rozmów z Marie. An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
słuchał i z każdym kolejnym zdaniem uśmiech na jego twarzy
rozszerzał się.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ja pierdolę, Pero, ty to masz fart w życiu! – Klasnął w dłonie.
– Pusta droga i samotna laska przy zepsutym samochodzie! Pewnie
jeszcze niekompletnie ubrana, biorąc pod uwagę pogodę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
przewrócił oczami. Czasem z młodym, przez tę jego burzę
hormonów, nie dało się wytrzymać. Dla niego wszystko sprowadzało
się do jednego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
I jeszcze mówisz, że zaprosiła cię na kolację! Do domu! Co
prawda do swojej ciotki, ale to się wytnie. Ładna?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ciotka? Nie wiem, nie widziałem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
szturchnął go w ramię.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie rób sobie jaj! Dziewczyna, gamoniu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter,
który właśnie szukał butów pod łóżkiem, wyprostował się na
chwilę i spojrzał na kolegę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ładna. Ale to nie ma żadnego znaczenia.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
już miał na końcu języka „Aż taki jesteś wyposzczony?”, ale
tym razem głowa pomyślała szybciej, niż jęzor wypowiedział.
Przy Peterze lepiej było nie poruszać tematu dziewczyn, seksu i
pokrewnych dziedzin, chyba, że było to mówione w żartach i nie
odnosiło się bezpośrednio do niego. Ale i wówczas bywało
ryzykowne.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie no, tak tylko palnąłem – powiedział ugodowo. Szybko zmienił
temat. – A masz się w co ubrać? Chyba nie pójdziesz w dresie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
myślał już o tym w czasie drogi do swojego pokoju i stwierdził,
że z braku czasu na udanie się choćby na szybkie zakupy, pozostaje
mu tyko jedna opcja. Wybrał szybko jakiś numer w telefonie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Katja? Możesz wpaść na chwilę?... Tak, trzysta osiem... To niech
poczekają, będę za pięć minut. A An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
już schodzi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Lani<span style="font-family: Times New Roman, serif;">š</span>ek
posłał koledze mordercze spojrzenie, ale posłusznie wziął swoją
torbę i przerzucił ją przez ramię. Z liderem kadry lepiej było
nie dyskutować.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
I tak wszystko z ciebie wyciągnę – zapowiedział.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Chwilę
po jego wyjściu rozległo się pukanie do drzwi i Peter wpuścił do
pokoju młodą kobietę, blondynkę ubraną w sportowe legginsy i
koszulkę z napisem „Slovenija”.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Co się stało? - zapytała prosto z mostu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Katja
pełniła rolę asystentki, zajmowała się organizacją wyjazdów na
konkursy od strony logistycznej. Dbała o zakwaterowanie w hotelach i
transport, pilnowała, by w menu serwowanym chłopakom znajdowały
się odpowiednie potrawy (dieta to podstawa!) i by mieli w
określonych godzinach dostęp do siłowni czy basenu, kontaktowała
się z organizatorami, sprawdzała, czy wszystko jest opłacone,
załatwione i zaklepane. Jeśli kadrowicze lub ekipa czegoś
potrzebowali, zwracali się do niej.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Słuchaj, wiem, że to nietypowa prośba, ale ja nie mam czasu, by to
ogarnąć. Potrzebuję jakiegoś ubrania niesportowego. Spodnie,
koszula, może być marynarka... Dostałem dość niespodziewane
zaproszenie na kolację i nie mogę wypalić w dresie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jaka ranga tej kolacji? – Katja od razu przeszła do sedna. Była
profesjonalistką, nie zadawała zbędnych pytań.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Spokojnie, żaden bal na Titanicu – uśmiechnął się Peter. –
Zwykłe spotkanie w prywatnym domu, tu w Willingen. Małe grono.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Nie
chciał wdawać się w szczegóły, bo nie było na to czasu.
Wiedział, że za sprawą An<span style="font-family: Times New Roman, serif;">ž</span>e
i tak wszystko się rozniesie. Cała ta ekipa to była banda
plotkarzy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Okej, postaram się coś załatwić.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jesteś kochana. Dam ci kasę. – Pogrzebał w szufladzie stolika
nocnego i ze skórzanego futerału wyciągnął kilka banknotów. –
Pięćset euro może być? Nie wiem, ile to może kosztować. W razie
czego dołóż ze swoich, a ja ci oddam.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Peter
nie cierpiał chodzić na zakupy. Nie przywiązywał większej wagi
do ubioru, byle ubranie było czyste i w miarę na niego pasowało.
Kwestie, czy coś jest modne czy niemodne, albo czy kolorystycznie do
siebie pasuje, nie miały dla niego znaczenia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Wystarczy – rzekła Katja. – Buty też?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Ta
kobieta myśli za nas wszystkich.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Będę wdzięczny – wyszczerzył zęby. – Rozmiar czterdzieści
trzy. Wszystko w jakichś rozsądnych cenach, żaden Calvin Klein,
kurczę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Spoko, znam cię już wystarczająco długo. – Puściła mu oczko.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Okej, to ja lecę, bo jeszcze chwila, a Żelazny wejdzie tutaj z
drzwiami. Pa. I z góry dzięki!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zarzucił
torbę przez ramię i tyle go widziała.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.95cm;">
* * *</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Gdy
Marie wreszcie znalazła się w domu, pierwsze co zrobiła, to wzięła
prysznic. Nienawidziła czuć się brudna i spocona. Dopiero wykąpana
i przebrana, mogła na spokojnie zacząć zastanawiać się, jak
zorganizować najbliższe godziny. Podstawowa sprawa: trzeba coś
ugotować. Szczerze powiedziawszy, nie czuła się zbyt mocna w
kuchni i nie lubiła stania przy garach, ale nie chciała zwalać
wszystkiego na ciotkę Gretę – wszak to ona zaprosiła gościa na
wieczór. W zasadzie nie miała pojęcia, co Peter lubi i co może
jeść. Skoczków narciarskich z pewnością obowiązywała jakaś
dieta, zatem – jak skonstatowała Marie – odpadają wszelkie
„ciężkie” potrawy. Po chwili zastanowienia zdecydowała się na
zupę krem z brokułów jako przystawkę oraz panna cottę z malinami
na deser. Ale co jako danie główne?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Okej, wujek Google prawdę ci powie. – Sięgnęła po laptopa.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Po
kilkunastu minutach przeglądania portali kulinarnych wybrała
łososia pieczonego w migdałach. Niby ryba powinna być na
przystawkę, ale chyba Peter nie będzie przejmował się
konwenansami, nie? W końcu to nie pałac Buckingham, do licha!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zrobiwszy
zakupy w pobliskich delikatesach, zabrała się do gotowania. Nie
zauważyła nawet, kiedy minęła szesnasta i drzwi domu otworzyły
się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Marie, jesteś?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak, ciociu, w kuchni.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Rozległy
się szybkie kroki i po chwili w wejściu stanęła rudowłosa
kobieta, w wieku około pięćdziesięciu lat. Miała na sobie beżową
sukienkę w maki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Boże drogi, co tak śmierdzi?!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Tylko
spokojnie, Marie...</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Przypaliły się te... te... - Brakło jej niemieckiego słowa, więc
wskazała ręką na zielone warzywa w garnku.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Brokuły – podpowiedziała Greta. – Ale po co je gotujesz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Chcę zrobić zupę. Pomóż mi z tym, to wszystko ci opowiem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Ciotka
Greta była znacznie bardziej doświadczoną kucharką, więc
sprawnie zabrała się za przygotowywanie wymyślonych przez
bratanicę dań (a także obiadu dla nich dwóch). Marie w tym
czasie, pomagając jej, opowiedziała – mocno kalecząc niemiecki –
o całym nietypowym spotkaniu ze słoweńskim skoczkiem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
No proszę, proszę. A to ci się trafiła partia!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Och, przestań – jęknęła dziewczyna. Mogła spodziewać się
takiej reakcji. Ciotka uwielbiała zajmować się swataniem ludzi,
nawet w sytuacjach, gdy było to kompletnie niedorzeczne. –
Chciałam być po prostu miła i podziękować mu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Przecież ja nic nie mówię, kochanie!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Ale
sugerujesz.</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie jesteś na mnie zła, że go zaprasza... <i>I mean</i>,
zaprosi...łam?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
-
Oczywiście, że nie. Myślę, że to fajny chłopak. Czytałam
kiedyś o nim artykuł.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
uśmiechnęła się szeroko. Ciocia Greta to był jednak złoty
człowiek. Zawsze serdeczna, pomocna i energiczna. Nawet jeżeli
czasem wybuchała, szybko na jej twarz powracał uśmiech. Dlatego
Marie lubiła ją odwiedzać, choć nie mieszkała przecież trzy
wsie dalej, tylko w innym kraju.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Greta
żyła sama, jej mąż zmarł kilka lat wcześniej, a dwójka dzieci
wyprowadziła się do miast. Syn chciał ją zabrać do Monachium,
ale Greta odmówiła. „Urodziłam się w Willingen i w Willingen
umrę”, oświadczyła. Nie umiała wyobrazić sobie życia w
wielkiej metropolii, wśród nieznanych ludzi. Tutaj miała swój
domek, swój ogródek, swoich sąsiadów i swoją pracę jako
pielęgniarka i położna. To jej całkowicie wystarczało do
szczęścia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Dla
Marie była ważną osobą, choć dziewczyna nie miała żadnego
kontaktu z bratem Grety, a swoim ojcem. Czasem zastanawiała się,
jak rodzeństwo może być tak różne pod względem charakterów.
Ciotce wystarczało maleńkie Willingen, natomiast ojciec włóczył
się gdzieś po świecie, nie umiejąc zagrzać nigdzie miejsca na
dłużej. To aż niewyobrażalne.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Na którą go zaprosiłaś?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Na dwudziestą. Mam nadzieję, że przyjdzie. Nie wymieniliśmy się
numery telefonów. – Marie dopiero poniewczasie sobie to
uświadomiła. – Zresztą pewnie i tak by mi nie dał...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Podejrzewała,
że Peter nie rozdaje swojego numeru na prawo i lewo, bo nie ma
pewności, co dana osoba by z nim zrobiła. A nuż ktoś by wrzucił
do neta?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Numerami. Spokojnie, przyjdzie. – W głosie ciotki brzmiała
stuprocentowa pewność. – Pospieszmy się z tym gotowaniem.
Przecież musisz jeszcze zrobić się na bóstwo.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
westchnęła ciężko. Ona była niereformowalna... </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
________________</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Wrzucam dzisiaj odcinek 2 zupełnie wyjątkowo, ponieważ chcę "wyrównać" to, co publikuję tutaj z tym, co już zdążyłam wcześniej wkleić na wattpad. Poza tym wybywam na dwa dni, więc niech już będzie porządek ;)</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Dziękuję bardzo za wnikliwe komentarze pod częścią pierwszą, nawet się nie spodziewałam :) Miłego czytania. </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">PS. Dlaczego ustawia mi się godzina 13:55, mimo, iż jest 23? :P </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
Miriahttp://www.blogger.com/profile/08963541957390935232noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2717951429705949361.post-24550922736338436022016-03-10T13:40:00.001+01:002016-03-10T13:40:19.271+01:00Odcinek 1
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.95cm;">
* * *</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
<span style="font-style: normal;">Cholera jasna</span><span style="font-style: normal;">!</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Młoda
dziewczyna z całych sił trzasnęła drzwiami samochodu. Nie ruszy
grat, nie ma szans! Gdyby to coś dało, była skłonna skopać
karoserię, a potem zwolnić hamulec ręczny i niech się złom toczy
z górki do samego Willingen. Brakło benzyny, jak nic! Czujnik
nawalił i nie zasygnalizował, że auto ciągnie już na rezerwie.
Dopiero gdy odpaliła silnik na podwórku państwa Mollingerów,
zaczął piszczeć jak szalony i zaświeciła się znamienna
pomarańczowa kontrolka. Mimo wszystko dziewczyna liczyła, że da
radę dojechać do miasteczka i zatankować. Przeliczyła się.
Samochód „zakaszlał” kilka razy i stanął, na pustej drodze.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Odgarnęła
ciemne, kręcone jak sprężynki włosy i związała je w kucyk. Było
gorąco. Typowo słoneczne, lipcowe wczesne popołudnie. Mogła co
prawda zadzwonić do ciotki i poskarżyć się na swój parszywy los,
ale co by to dało? Greta miała dyżur w przychodni i mało
prawdopodobne, by rzuciła obowiązki i pospieszyła z kanistrem
benzyny na ratunek uwięzionej na drodze wśród pól bratanicy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Oparła
się o maskę i zastanowiła: co tu robić? Rozwiązania były dwa.
Albo zostawić grata na drodze i piechotą iść na stację benzynową
po „zaopatrzenie”, albo czekać – Bóg wie, jak długo – aż
ktoś będzie jechał w stronę miasteczka, zlituje się i odholuje
ją.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Nagle
po swojej prawej stronie zauważyła jakiś ruch w oddali. Ktoś się
zbliżał. Przysłoniła oczy dłonią i zerknęła w tamtą stronę,
ale ku swemu rozczarowaniu zauważyła, że to tylko rowerzysta.
Chyba jakiś facet na sportowym rowerze górskim. A niech to licho! W
czym niby miały jej pomóc rowerzysta? Nie zmieniając pozycji,
wkurzona na cały świat, patrzyła, jak jedzie w jej kierunku. On
jednak zdawał się wykazywać nieco większe zainteresowanie
niecodzienną sytuacją, jaką miał przed sobą. Dziewczyna czuła,
że na nią patrzy, mimo iż oczy miał skryte za okularami
przeciwsłonecznymi, a na głowę naciągniętą czapeczkę z
daszkiem.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<a href="https://www.blogger.com/null" name="tw-target-text1"></a><a href="https://www.blogger.com/null" name="tw-target-text"></a>
– <span lang="de-DE">Entschuldigung, wenn etwas passiert?* </span><span lang="de-DE">–
</span><span lang="de-DE"> </span><span lang="de-DE">zapytał,
przystając.</span></div>
<div align="JUSTIFY" lang="de-DE" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
– Ehm..., ja. - Dziewczyna odsunęła się nieco od samochodu. –
Ich denke, dass Benzin ist... am Ende...?** Błagam, znasz angielski? –
wypaliła nagle.</div>
<div align="JUSTIFY" lang="de-DE" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
– Och... Tak, jasne. – Zdawał się być nieco zaskoczony jej
niespodziewanym pytaniem, ale uśmiechnął się lekko. – A zatem
co się stało?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Benzyna się skończyła – powtórzyła z wyraźną ulgą, już po
angielsku. – Wydaje mi się, że czujnik nawalił i nie pokazał,
że to już rezerwa. I utknęłam tutaj. Do stacji benzynowej będą
ze dwa kilometry.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Hmm... mogę zerknąć?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jasne.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zsiadł
z roweru, stawiając go na poboczu. Dziewczyna przyjrzała mu się
dokładniej. Nie mógł mieć więcej jak dwadzieścia kilka lat,
chociaż skryte za ciemnymi okularami oczy utrudniały dokładniejszą
ocenę. Był bardzo szczupły, wręczy wychudzony, a mimo to wydawał
się wysportowany; na odkrytych łydkach i przedramionach wyraźnie
odznaczały się mięśnie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Otworzysz? – wskazał na maskę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Pociągnęła
za dźwignię przy fotelu kierowcy, a on uniósł maskę, uważając,
by się nie oparzyć.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Hmm, wydaje się, że tu wszystko okej – rzekł po chwili
sprawdzania. – Poziom płynu chłodniczego w normie, więc się
raczej nie przegrzał. To chyba faktycznie brak paliwa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Przecież
mówiłam</i>, pomyślała nieco złośliwie. Ale nie powiedziała
tego głośno. Ten chudzielec w czapeczce był jej jedyną – choć
marną – szansą na wydostanie się z tej parszywej sytuacji, więc
darowała sobie prztyczki. Ale utwierdziła się w przekonaniu, że
jeśli chodzi o samochody, to każdy facet jest taki sam: choćby
jeździł jedynie na wrotkach, musi udawać, że na motoryzacji zna
się lepiej niż każda kobieta.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To francuski złom. – Dziewczyna kopnęła w koło, dając upust
swej frustracji. – Nic dziwnego, że elektronika siada.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Kup solidnego, szwabskiego Golfa. – Kąciki jego ust uniosły się
w uśmiechu. – Dziesięć razy okrążysz Ziemię, a nie padnie
ani jedna śrubka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dzięki za radę – mruknęła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A zatem co robimy?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
My? – uniosła brwi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
No... nie wiem. Jeśli chcesz, możesz tutaj czekać na pomoc, ale z
tego, co zdążyłem się zorientować, to raczej mało uczęszczana
droga. Jadę od Willingen i nie minął mnie jeszcze żaden samochód,
ani w jedną, ani w druga stronę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A masz jakiś inny pomysł niż czekanie?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Cóż..., możemy go pchać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Pchać? Ty i ja? – Z każdą kolejną sekundą wydawało się jej,
że ten chłopak to jakiś wariat.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie oceniaj po pozorach – uśmiechnął się półgębkiem. –
Nie wyglądam jak kulturysta, ale jestem dosyć silny.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie o to mi chodziło. Ja tylko...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Okej, okej – wpadł jej w słowo. – Nie gniewam się przecież.
To jak będzie z moją propozycją?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Dziewczyna
popatrzyła na samochód, a potem na drogę wiodącą ku Willingen,
która zdawała się nie mieć końca, mimo iż miasteczko było
doskonale widoczne w dolinie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Myślisz, że damy radę?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To nie powinno być trudne. Mówiłaś, że do stacji są jakieś dwa
kilometry. To niedużo. Auto jest niewielkie, a droga w tę stronę
nieznacznie idzie w dół. Poradzimy sobie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Uwierzyła
mu i uśmiechnęła się szeroko.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dziękuję.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie ma sprawy. Zapakujmy rower do bagażnika.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Wspólnymi
siłami, złożywszy najpierw oparcia tylnych siedzeń, upchnęli
sprzęt w samochodzie. Dziewczyna otarła czoło.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A tak w ogóle to powinnam się przedstawić. – Wyciągnęła
dłoń. – Jestem Marie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Bardzo mi miło. Peter.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; margin-top: 0.3cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
<div style="text-align: center;">
* * *
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Gdyby
ktoś znalazł się tamtego popołudnia na niewielkiej drodze
prowadzącej w kierunku Willingen, zobaczyłby niecodzienny obrazek.
Chudy chłopak w sportowym stroju i młoda brunetka wspólnymi siłami
pchali niebieskiego Citroena po rozgrzanym asfalcie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dokąd jechałaś? - zapytał chłopak.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Wracałam do Willingen. Byłam u ludzi mieszkających w wiosce,
ciotka wysłała mnie z lekarstwem dla pani Mollinger. Sama nie miała
czasu, bo ma dyżur w przychodni.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ale nie mieszkasz tutaj, prawda?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Skąd wiesz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie chciałaś rozmawiać po niemiecku – uśmiechnął się lekko.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>Czy
ja muszę zadawać takie debilne pytania?,</i> skarciła się w
myślach.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Masz rację, nie mieszkam w Willingen. Przyjechałam w odwiedziny do
ciotki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jesteś Francuzką?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
A skąd taki wniosek?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Francuskie auto na francuskich numerach plus francuskie imię...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Była
pod wrażeniem jego spostrzegawczości, ale nie dała tego po sobie
poznać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Aż cud, że nie wyciągnęłam ze schowka pudełka ślimaków i
butelki Bordeaux, no nie?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zaśmiał
się. Miał sympatyczny uśmiech, nawet jeśli jego twarz nie
zaliczała się do zabójczo przystojnych. Jedyne, co trochę
drażniło Marie, to fakt, że ani na moment nie zdjął ciemnych
okularów. Nie lubiła ludzi ukrywających oczy, bo z oczu dało się
wyczytać najwięcej emocji. Ale nie miała jakichś większych
pretensji, wszak słońce świeciło ostro i ona też założyła na
nos duże, ciemne szkła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Po
angielsku mówił nieźle, chociaż niezbyt szybko i z wyraźnym
obcym akcentem. I trochę... hmm... dziwnie, jakby miał lekką wadę
wymowy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
-–
A ty mieszkasz tutaj?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie. – Spuścił głowę nieco niżej. – Przyjechałem na
zawody.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Przez
chwilę nie umiała skojarzyć, o jakich zawodach mówi, ale szybko
zorientowała się w sytuacji. No tak, w tych dniach w Willingen
odbywały się letnie konkursy w skokach narciarskich. Senne zwykle
miasteczko przeżywało najazd kibiców, właściciele zajazdów i
pensjonatów zacierali ręce, a knajpiarze liczyli kolejne euro.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Aha. Ale w sensie... startujesz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak. – Wydawał się zupełnie skoncentrowany na drodze, w ogóle
nie patrząc na dziewczynę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Ona
dla odmiany zwróciła głowę w jego stronę, mrużąc lekko oczy,
jakby usiłowała pokojarzyć kolejne fakty.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Skąd jesteś?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Słowenia.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak myślałam – uśmiechnęła się. – Peter Prevc, prawda?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Jego
milczenie było dla niej wystarczającym potwierdzeniem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To jakiś problem? – odezwał się w końcu, nadal nie patrząc na
swoją towarzyszkę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie. – Wzruszyła ramionami. – Dlaczego miałby to być
problem? I nie obawiaj się, nie napiszę zaraz na Twitterze, że
słynny skoczek pomagał mi pchać samochód.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Wreszcie
ponownie się rozluźnił, na jego twarz powrócił nikły uśmiech.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Skoro tak obawiasz się zostać rozpoznanym, to dlaczego zdradziłeś
mi tyle o sobie? – Marie drążyła temat. – Mogłeś
powiedzieć, że mieszkasz w Willingen. Albo że jesteś kibicem.
Zmyślić cokolwiek.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie wiem. – Teraz on wzruszył szczupłymi ramionami. – Może
dlatego, że nie lubię kłamać?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Znowu
na kilka chwil zapadło milczenie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ugh, odpocznijmy chwilę. – Marie zatrzymała się i wyprostowała
plecy. – Chwilowo mam dość.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ale nie stójmy długo. – Peter zerknął na zegarek. – Za
jakieś czterdzieści minut muszę odmeldować się w hotelu. Mamy
oficjalny trening.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Okej. Dopchniemy grata na stację, zatankuję i mogę cię podrzucić.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
przeciągnęła się ponownie, instynktownie wyczuwając skupiony na
sobie wzrok chłopaka. Nie była zaskoczona. Zdawała sobie sprawę,
że jest dość atrakcyjną młodą kobietą, a krótkie spodenki i
koszulka na ramiączkach tylko podkreślały jej atuty. Nie była
może klasyczną pięknością, pewnych elementów swojego ciała nie
lubiła, ale całość nie prezentowała się najgorzej.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Teraz
jednak nie miała ochoty na żadne głupie gierki, flirty czy próby
wzbudzenia zainteresowania. To byłoby żałosne. Marzyła tylko, by
doczołgać się na tę stację benzynową, a potem jechać do domu i
wziąć prysznic.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dzisiaj chyba dobra pogoda do skakania, nie? – zagadnęła w
końcu, byle coś powiedzieć. – Nie wieje...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak, myślę, że będzie okej. Lubisz skoki?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Czasem oglądam, ale nie jestem jakąś wielką kibicką. We Francji
nie jest to bardzo popularna dyscyplina.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ale mnie skojarzyłaś – uśmiechnął się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ale nie poznałam od razu. Może przez te okulary i czapeczkę. Albo
przez to, że w kombinezonie i kasku wyglądasz inaczej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Lepiej czy gorzej? – Chyba chciał się droczyć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie wiem, po prostu inaczej. W kombinezonie nie widać, że jesteś
taki chudy. Wy wszyscy tacy?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Taki sport. Zapaśnik sumo nie skoczy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Mimo
chwilowych przerw w konwersacji, Marie dobrze się z nim rozmawiało.
Był inteligentny, dość zabawny, a przy tym naturalny. I nie rzucał
jakichś głupawych, na wpół seksistowskich komentarzy na temat
sytuacji, w jakiej się znalazła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Okej, Marie, odpoczęłaś?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Kiwnęła
głową.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To ruszamy, bo noc nas tu zastanie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<i>W
zasadzie nie miałabym nic przeciwko,</i> pomyślała, ale zaraz
skarciła się w myślach. <i>Przestań, idiotko! </i><i>Nie zachowuj
się jak gówniara! </i>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Droga
prowadziła teraz przez zalesiony fragment i słońce nie paliło tak
bardzo w karki. Mimo to Marie zaczynała coraz mocniej odczuwać
zmęczenie. Nie była pierwszym lepszym słabeuszem, ale nie była
też przyzwyczajona do większego wysiłku fizycznego. Okazyjne
wizyty na siłowni i basenie się nie liczyły. Co innego Peter, ten
zdawał się rześki, jakby popychał co najwyżej wózek dziecięcy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ty w ogóle nie wydajesz się zmęczony – zauważyła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jestem przyzwyczajony. Może nasze treningi nie obejmują pchania
samochodów, ale tyramy dosyć ostro. Biegi, basen, siłownia,
ćwiczenia równowagi... I oczywiście skoki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Chyba bym umarła – jęknęła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Kwestia przyzwyczajenia. I oczywiście trzeba lubić to, co się
robi. A ty czym się zajmujesz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jestem tłumaczką. Robię tłumaczenia z angielskiego na francuski i
w drugą stronę. Książki, artykuły, dokumenty... Czasem
pośredniczę w rozmowach i udzielam lekcji konwersacji.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Teraz rozumiem, dlaczego tak świetnie mówisz po angielsku.
Praktycznie bez akcentu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Dzięki. Ty też dobrze sobie radzisz. I znasz jeszcze niemiecki,
prawda? Bo zagadałeś do mnie po niemiecku.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Znam, ale trochę gorzej. Wiesz, porozumiem się w normalnych
sytuacjach życiowych, powiem parę zdań po zawodach, ale o fizyce
jądrowej to bym nie pogadał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
zachichotała.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ja o fizyce jądrowej bym nie pogadała nawet po francusku. A co do
niemieckiego, to trochę dukam, bo muszę. Znaczy, znam dużo słów,
nieźle rozumiem, ale mam problem z odmianą. Coś na zasadzie „Ty
podać mi bułka”. Z ciotką porozumiewam się dziwną mieszanką
niemieckiego, angielskiego i na migi, ha ha, z przewagą tego
pierwszego, bo ona po angielsku prawie nicht verstehen.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jeszcze kilka wizyt i nauczysz się idealnie – uśmiechnął się.
– Jak ktoś ma zdolności do języków, to łapie szybko. A każdy
kolejny coraz szybciej.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Zależy jaki język.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Też fakt. Ale jak znasz francuski i angielski, to włoski czy
hiszpański też byś szybko łyknęła. Mogłabyś mieć problem z
językami słowiańskimi, jak czeski czy mój rodzimy słoweński.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Najtrudniejszy jest chyba węgierski.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Podobno polski też jest straszny, zwłaszcza gramatyka. Oni tam
odmieniają wszystko przez wszystko, ha ha, i mają od tego masę
wyjątków.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
śmiała się już otwarcie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie ma to jak rozmowy o lingwistyce przy pchaniu samochodu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
To
była dość kuriozalna sytuacja, fakt, ale obojgu sprawiała
przyjemność. Rozumieli się świetnie. Tematów im nie brakowało,
rozmawiali o muzyce, filmach, ulubionych książkach. Dopchali już
niebieskiego Citroena do pierwszych zabudowań Willingen i nie
przejmowali się, że kilku mijanych ludzi posyła im zaciekawione
spojrzenia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ugh, żeby się gapić, to pierwsi, ale do pomocy nikt się nie kwapi
– mruknęła Marie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Już niedaleko – zauważył Peter. – Widać szyld stacji.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Bogu dzięki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Pewien
drobny problem mieli przy zakręcie, ale Marie przez okno kręciła
kierownicą, a Peter samodzielnie zajmował się popychaniem
bezwładnego auta, więc dali sobie radę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Będę mieć straszne wyrzuty sumienia, jeśli przez zmęczenie
zawalisz konkurs – powiedziała dziewczyna. – Będą cię boleć
ręce i nogi...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Ręce nie są aż tak ważne. A nogi... Cóż, wybrałem się na
rower, by je trochę potrenować, więc po prostu uznam twój
samochód za inny przyrząd do ćwiczeń.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Polecam się na przyszłość.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Ostatnie
kilkadziesiąt metrów, ostatni wysiłek i wreszcie wtoczyli Citroena
Marie pod dystrybutor benzyny.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Uffff... Chyba nigdy w życiu nie cieszyłam się tak z pobytu na
stacji benzynowej. – Dziewczyna otworzyła klapkę i zaczęła
wlewać 95-kę do baku.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Oby to naprawdę była wina braku paliwa, bo mam zbyt mało czasu, by
toczyć go do mechanika.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nawet mnie nie strasz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Pomimo
zmęczenia obojgu dopisywały dobre humory. Peter zdjął okulary i
czapeczkę, przetarł ręką spocone czoło, a potem przegarnął
palcami włosy. Marie wreszcie mogła mu się lepiej przyjrzeć.
Wokół oczu miał małe zmarszczki, które szczególnie uwidaczniały
się przy uśmiechu. Nie był zbyt przystojny, ale miał bardzo
ładne, gęste włosy i naprawdę sympatyczny, choć trochę
nieśmiały uśmiech. Nie chciała przyglądać mu się zbyt
obcesowo, tym bardziej, że ponownie założył czapkę i okulary.
Zresztą, jakie to miało znaczenie, jak wyglądał? Przecież zaraz
się rozstaną i nigdy więcej nie spotkają. Chociaż... przyszedł
jej do głowy pewien pomysł.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Poszła
zapłacić za benzynę, a gdy wróciła, Peter zerknął na zegarek.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Mam niecałe piętnaście minut do zbiórki, więc odpalaj i módlmy
się, żeby zadziałało. Bo jak nie... naprawdę chciałbym ci
pomóc, ale nie mogę się spóźnić.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Spoko, przecież rozumiem. I tak niesamowicie mi pomogłeś. –
Wsiadła do samochodu. – Okej, zatem chwila prawdy...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Przekręciła
kluczyki, samochód zarzęził i... odpalił. Ulga na twarzy Marie
była aż nadto widoczna.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Oddam cię kiedyś na złom, ty gracie! – warknęła, by dać upust
emocjom. – Przerobią cię na puszki do konserw, obiecuję!...
Okej, Peter, wskakuj, odwiozę cię.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Nie
dał sobie dwa razy powtarzać.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Sporthotel zum Hohen... coś tam.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Się robi, sir!
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Marie
nie pierwszy raz była w Willingen, zatem znała drogę. Po kilku
minutach stanęli przed ładnym, białym budynkiem z okwieconymi
balkonami. Pospiesznie wyciągnęli rower z bagażnika i... przyszła
pora, by się pożegnać.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Jestem ci naprawdę wdzięczna – zaczęła Marie. – Bez ciebie
pewnie nadal bym tam tkwiła.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie ma sprawy, naprawdę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Słuchaj... – w jej głosie zabrzmiała lekka niepewność. –
Zastanawiałam się, jak mogłabym ci to wynagrodzić i... Miałbyś
czas dziś wieczorem?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Zamrugał
szybko.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Y...yyy, co?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Chciałabym zaprosić cię na kolację. Do domu mojej ciotki. –
Jeśli w jego głowie pojawiły się jakieś głupie myśli, Marie
szybko je rozwiała. – Nie znam tutaj knajp, więc wolę nie
ryzykować, zresztą pewnie wszędzie pełno kibiców, a wiem, że
ciotka nie będzie mieć nic przeciwko. Lubi gości. I dobrze gotuje.
– Puściła mu oczko. – To jak? Skusisz się?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
W
zakłopotaniu potarł kark. Nie spodziewał się takiej oferty.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Spoko, jeśli nie chcesz, powiedz wprost – dodała szybko. – Nie
będę urażona, naprawdę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie, nie o to chodzi – bronił się. – To bardzo miłe z twojej
strony, ale... mam tak po prostu wpraszać się wam do domu?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie wpraszać. Przecież cię zaprosiłam. A ciocia Greta lubi gości,
jak już powiedziałam.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Nadal
się wahał. Minę miał mocno niepewną.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Okej, rozumiem, nie było propozycji. – Marie odczytała jego
zachowanie po swojemu. Nie chciała go dłużej dręczyć i namawiać
na coś, na co wyraźnie nie miał ochoty. – W takim razie jeszcze
raz dzięki za pomoc, powodzenia na skoczni i...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nie, czekaj. W zasadzie... – uśmiechnął się. – W zasadzie
chętnie przyjdę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Naprawdę? – rozpromieniła się.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak. Po treningu mam wolne, cały wieczór, więc dlaczego nie
miałbym spędzić go w miłym towarzystwie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Cudownie! – Klasnęła w dłonie. – Zatem która godzina ci
pasuje? Dwudziesta może być?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Tak, w porządku. Jaki adres?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Rosenstrasse numer cztery. Dom Grety Scholle.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Zapamiętam. Zatem... do zobaczenia!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Do zobaczenia! I powodzenia w skokach. Wykoś wszystkich!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
To tylko trening...</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
–
Nieważne, i tak wykoś, ha ha.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
Gdy
Marie machała mu na do widzenia i wsiadała na swojego – ponownie
sprawnego – niebieskiego Citroena, Peter odprowadzał ją pełnym
radości uśmiechem. Może to Willingen nie jest jednak takie złe?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
_____________</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
* Przepraszam, czy coś się stało?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
** Ehm, tak... Myślę, że benzyna... się skończyła?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
_____________</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Początek może nieco stereotypowy i nudnawy, ale ja lubię, gdy akcja rozkręca się powoli i jest choćby w jakimś stopniu prawdopodobna. Staram się też w choćby trochę trzymać faktów, np. w Willingen naprawdę istnieje Sporthotel zum Hohen Eimberg (choć nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek zatrzymywali się w nim skoczkowie ;)) oraz ulica Rosenstrasse. </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<span style="font-size: x-small;">Mam nadzieję, że nie było bardzo tragicznie ;) Miłego czytania i komentarze oczywiście mile widziane. </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.95cm;">
<br />
</div>
Miriahttp://www.blogger.com/profile/08963541957390935232noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-2717951429705949361.post-47938187240926666242016-03-09T21:00:00.000+01:002016-03-09T21:00:29.413+01:00Krótki post powitalny<div style="text-align: justify;">
Witam wszystkich bardzo serdecznie:)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sama nie wiem, co mi przyszło do głowy, by zająć się pisaniem opowiadania o skoczkach narciarskich. Pisaniem co prawda zajmuję się od ładnych kilku(nastu) lat, ale koncentrowałam się głównie na fanfiction dotyczącym Harry'ego Pottera oraz zespołów muzycznych. Miałam około półtoraroczną zupełną przerwę w pisaniu, zatem nie wiem, czy nie wyszłam z wprawy ;) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Skokami narciarskimi interesuję się od dawna, pamiętam, że oglądałam je już pod koniec lat 90-ych, a bardziej intensywnie od czasu "Małyszomanii". Były sezony, które śledziłam intensywniej i takie, które jakoś mi umykały, ale zawsze oglądałam te ważniejsze imprezy, jak TCS, mistrzostwa świata, olimpiadę. A w kończący się już niestety sezon 2015/16 wciągnęłam się na dobre ;)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Poza planem" to opowiadanie, które przyszło mi do głowy jakiś czas temu. Obecnie mam napisane trzy, może cztery pierwsze odcinki, a także dużo fragmentów, które znajdą się w dalszej części. Wymyślone jest od A do Z (łącznie z ostatnim słowem, ha ha), ale może się zdarzyć, że coś pozmieniam, dodam lub wyrzucę. Ponieważ początek akcji ma miejsce latem 2016 roku, zatem wszystkie ewentualne zawody, wyniki itp. są zmyślone ;) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Trzymajcie kciuki, żebym dała radę konsekwentnie pisać to opowiadanie, bo niestety mam problem z doprowadzeniem do końca długich tekstów, czego sama u siebie nienawidzę :P </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Poza planem" jest publikowane również na Wattpad pod <a href="https://www.wattpad.com/myworks/64208714-poza-planem" target="_blank">TYM ADRESEM</a> </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zapraszam! </div>
Miriahttp://www.blogger.com/profile/08963541957390935232noreply@blogger.com0